Kraj

Rzeszów: Fijołek zwycięża. PiS chciał odwojować Podkarpacie, miasto się broni

Wieczór wyborczy Konrada Fijołka w Rzeszowie, 21 kwietnia 2024 r. Wieczór wyborczy Konrada Fijołka w Rzeszowie, 21 kwietnia 2024 r. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl
„Nie masz lepszego, głosuj na Szumnego” – podśpiewywano przed drugą turą. Ale lepszy okazał się Konrad Fijołek. Jeśli wynik się potwierdzi, można powiedzieć, że Rzeszów został obroniony, głosując przeciw rządom PiS.

Konrad Fijołek według exit poll otrzymał 56,1 proc. Waldemar Szumny – 43,9 proc. Frekwencja nie rzuca na kolana: 45,5 proc. Oczekiwania były większe, ale drugiej tury wyborów prezydenta nie było w Rzeszowie od ponad 20 lat, można się było odzwyczaić. No i pogoda nie dopisała.

Konrad Fijołek swoją pierwszą kadencję (a ściślej – jej połowę) zdobył już w pierwszym podejściu, pokonując bezapelacyjnie w przedterminowej elekcji kandydatkę PiS Ewę Leniart i ziobrystę Marcina Warchoła. Wtedy poparła go zgodnie cała ówczesna opozycja, a jego zwycięstwo uważa się za moment przełomu, impuls do powstania koalicji, która w 2023 r. zwyciężyła i przejęła władzę. Rzeszów stał się symbolem zmiany, a przekonanie, że i tym razem zwycięstwo urzędującego prezydenta nastąpi w pierwszej turze, zdominowało wyborcze przymiarki.

Rzeszów: nie wystarczyła jedna tura

Tym razem koalicyjna jedność prysła, Platforma Obywatelska i Lewica poparły Fijołka, komitet PSL-Trzecia Droga wystawił własnego kandydata, znanego w regionie polityka PSL Adama Dziedzica. W sumie w szranki stanęło sześć osób, w tym kandydat PiS Waldemar Szumny oraz Jacek Strojny, łączony powszechnie z PiS i Adamem Bielanem, choć reprezentował ruchy miejskie (komitet Razem dla Rzeszowa). Siłą rzeczy głosy się rozproszyły, a niska frekwencja (51 proc.) sprawiła, że wyścigu nie udało się rozstrzygnąć w pierwszym podejściu. Fijołek wprawdzie zwyciężył, ale wynik – 37,91 proc. – okazał się niewystarczający, dla wielu osób nawet rozczarowujący.

Waldemar Szumny do drugiej tury wszedł niespodziewanie nawet dla PiS, zdobywając 24,23 proc. Z zawodu jest matematykiem, z przekonań – działaczem PiS. Od 26 lat zasiada w Radzie Miasta, ostatnio jako jej wiceprzewodniczący. Pracuje w Kancelarii Zarządu Województwa Podkarpackiego, jego pracodawcą jest marszałek Władysław Ortyl z PiS. Ortyl poparł go na ostatniej prostej, w przedwyborczy piątek, a nawet częstował słodyczami w centrum, gdzie znajdował się wyborczy namiot Szumnego.

Odwojowanie miasta w starciu z koalicją 15 października stało się najważniejszym celem PiS na Podkarpaciu. Tym bardziej że udało się wprowadzić dziewięciu radnych, przełamując dotychczasową dominację PO i prezydenckiego ugrupowania Rozwój Rzeszowa, które wprowadziło pięciu ludzi, sensacyjnie tracąc siedem krzeseł. Nawet w koalicji z PO to jedynie 12 głosów w liczącej 25 osób radzie. Za mało na gładkie rządzenie.

Czytaj też: Czy Tadeusz Ferenc zasłużył na tytuł honorowego obywatela Rzeszowa?

Kandydat PiS wołał: Rzeszów, da się!

Tymczasem Fijołka poparła w drugiej turze już cała koalicja rządząca, do głosowania na niego wezwał swoich wyborców Adam Dziedzic z PSL-Trzeciej Drogi, do Rzeszowa przyjeżdżali znani politycy i samorządowcy z Aleksandrą Dulkiewicz, Rafałem Trzaskowskim i Jackiem Karnowskim na czele. Kandydaturę poparła też wiernie wojewoda podkarpacka Teresa Kubas-Hul.

Szumny triumfował, że ponad 60 proc. mieszkańców chce zmiany, skoro poparło rywali Fijołka. Stało się to wręcz motywem przewodnim jego kampanii. „Rzeszów. Da się!” i „Mieszkańcy chcą zmiany” – brzmiało jego wyborcze zawołanie. Przekonywał, że chce prawdziwego rozwoju miasta, nie tylko z nazwy – tu uszczypliwość w stosunku do komitetu Konrada Fijołka.

Szumny zapewniał, że chce „miasta komfortowego, nowoczesnego i dynamicznego”. Zapowiadał ostateczne rozprawienie się z patodeweloperką, co zdecydowanie, jego zdaniem, przerosło kompetencje urzędującego prezydenta. I walkę z koszmarnie zakorkowanym miastem, pozbawionym alternatywnych rozwiązań, obwodnicy południowej i północnej. Zarzucał rywalowi, że jest głuchy na potrzeby mieszkańców, i zapewniał, że on to zmieni. Bo jego program został napisany wspólnie z rzeszowianami.

Kandydat PiS, który zresztą partyjny znak skrzętnie ukrywał na plakatach, wziął udział w dwóch debatach, z których jedną prowadził „ten trzeci” na mecie, Jacek Strojny. To jemu Szumny zaproponował stanowisko wiceprezydenta, licząc na wywalczone przez Razem dla Rzeszowa cztery szable w radzie. Wiceprezydentem miałby zostać także Marek Bajdak, były komisarz w ratuszu, mianowany przez premiera Mateusza Morawieckiego po rezygnacji Tadeusza Ferenca.

W przededniu drugiej tury Szumny ogłosił programową „szóstkę”, czyli festiwal obietnic. To odkorkowanie miasta, ochrona doliny Wisłoka przed dalszą zabudową wysokościowcami, autobusowy bilet roczny za 365 zł, a w bliskiej przyszłości – darmowa komunikacja miejska jako antidotum na korki, obywatelski budżet dla młodzieży, więcej środków na schronisko dla zwierząt. Obiecał podwyżki płac w ratuszu i podległych placówkach. Ostatecznie zapewnił, że wypełni również obietnice ugrupowania Jacka Strojnego Razem dla Rzeszowa, w ogóle zrealizuje w 100 proc. wszelkie obietnice składane w kampanii przez startujących kandydatów (prócz jednej – nie wybuduje metra). Da się przecież, wystarczy chcieć.

Czytaj też: Wszyscy mieli wygrać, a wszyscy trochę przegrali

Rzeszów: miasto przyfrontowe

Konrad Fijołek był krytykowany za to, że dużo mówił, a części obietnic nie wypełnił. Ale kontrargumenty miał nie do podważenia. Obiektywne. Przede wszystkim rządził trochę ponad połowę kadencji, od czerwca 2021. Trudno zrealizować duże inwestycje w tak krótkim czasie. Zwłaszcza gdy rządzący krajem PiS zabrał miastu 350 mln zł. Dlaczego zabrał? Bo nie rządził w Rzeszowie, a także dlatego, że nie lubi dużych miast z zasady, bo to niepisowski elektorat.

A po drugie, kadencja obfitowała w nadzwyczajne wydarzenia. Pandemia zaburzyła normalność, wojna w Ukrainie sprawiła, że Rzeszów niespodziewanie zmienił się w miasto przyfrontowe, hub, przez który przetaczają się dostawy wojskowe. Do tego 100 tys. emigrantów, głównie kobiet z dziećmi, którym miasto udzieliło wsparcia i świadczyło pomoc, musiało je nakarmić i ogrzać. Spora część została na dłużej, do teraz. Politycy z całego świata zatrzymywali się tutaj w drodze do Kijowa. A przynajmniej przesiadali się na pociąg czy samolot. W tym prezydenci Biden i Zełenski. Organizacje pozarządowe. Szpiedzy, dywersanci in spe, handlarze bronią, przemytnicy. Z dnia na dzień rzeszowskie lotnisko stało się portem międzynarodowym, którego rolę trudno nawet ocenić. Potem był kryzys energetyczny, inflacja, wreszcie wojna na bliskim Wschodzie. – A miałem być tylko lokalnym samorządowcem – przypomina Fijołek.

Poradził sobie nad podziw dobrze. Choć nie wybudował aquaparku, lodowiska, basenu krytego na każdym osiedlu, nowego stadionu ani hali lekkoatletycznej. Ale nakarmił i pomieścił wszystkich potrzebujących, zapewnił dzieciom miejsca w szkołach, a nawet tłumaczy w urzędach.

Korki to trochę pochodna wspomnianych wydarzeń: gwałtownie wzrosła liczba mieszkańców i aut przejeżdżających tędy na wschód, zachód i południe. Takie miasto odziedziczył – z chaotycznie stawianymi wieżowcami, galerią, która tarasuje największe skrzyżowanie, wysokościowcami upychanymi między niską zabudowę. Bez dbałości o infrastrukturę drogową i sprawną komunikację. Bez planu zagospodarowania przestrzennego. Wszystko na uda: uda się załatwić lub nie. Bez zastanowienia, że bezprzytomna deweloperka zniszczy miejską przestrzeń i skomplikuje życie mieszkańcom. Szumny, wówczas w Radzie Miasta, nie protestował wobec ewidentnych patologii. Niestety udzielonych przez poprzednika pozwoleń na budowę nie można anulować, a wieżowców nie da się wyburzyć, choć może się powinno.

Fijołek obiecuje pracować więcej

„Szanowni rzeszowianie, dziękuję wam za tę kampanię wyborczą, dziękuję za trzy niełatwe lata w Rzeszowie. Dziękuję również za spotkania i głosy tych mieszkańców, którzy nie głosowali na mnie w pierwszej turze i mówili mi, co należy skorygować” – powiedział Fijołek na zakończenie kampanii. I dodał: „Zawsze starałem się słuchać ludzi, choć pewnie nie zawsze wszystko robiłem idealnie”. Zapowiedział nowy program w mieście. Unijne pieniądze pomogą, zawsze dobrze je wykorzystywano.

„Teraz, po zmianie władzy, jest dobry klimat i szansa na pieniądze dla Rzeszowa. Możliwe jest zrealizowanie wielu inwestycji, także poprawa komunikacji” – deklarował. W jego programie, oprócz dalszej walki z dziką deweloperką, jest budowa drogi na południu i dokończenie obwodnicy północnej omijającej Załęże. Także kultura, zieleń, sport. Podniósł wreszcie temat inwestycji w bezpieczeństwo: Rzeszów, choć jest przyfrontowym miastem, nie ma żadnego schronu z prawdziwego zdarzenia, z odpowiednim wyposażeniem. Przez lata nikt nie myślał, że takie inwestycje będą konieczne, lęk przed wojną był ostatnią wśród licznych obaw. Niebo rozświetlały najwyżej fajerwerki nad Wisłokiem, a wybuchy słyszano po rezurekcji w niedzielę wielkanocną. Wszystko się zmieniło, czas zapomnieć o sielance. Budowa schronów to z pewnością wielkie wyzwanie dla nowego prezydenta i Rady Miasta.

„Z pokorą i uśmiechem, nadal bardzo zdeterminowany, żeby dla was pracować, proszę o głos w drugiej turze. Chciałbym móc pracować dla Rzeszowa pełną kadencję, aby móc pokazać pełne spektrum swoich możliwości” – powiedział Fijołek na koniec kampanii. A komentując pierwsze, wstępne wyniki, zapewnił, że będzie pracował jeszcze więcej niż dotychczas.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną