Takiego układu kalendarza jeszcze nie było. Tegoroczna długa majówka, dająca się rozciągnąć nawet na 9 dni, wypadła dokładnie pośrodku między kolejnymi wyborami: samorządowymi 7 kwietnia i europejskimi 9 czerwca. W polityce więc nie będzie majówki. Ruszą partyjne i personalne układanki po dokończonych w drugiej turze wyborach lokalnych. (Wyniki, tym razem wyjątkowo dobre dla koalicji 15 października, a zwłaszcza dla kandydatów Koalicji Obywatelskiej, omawiamy w tekście „Eurolisty się domykają”). Będą tworzone sojusze w radach i sejmikach, wybierane zarządy i marszałkowie województw; w wielu miastach, gdzie nastąpiły zmiany na stanowiskach prezydentów i burmistrzów, zacznie się kadrowy ruch w urzędach. A jednocześnie każdy dzień majowego Triduum – Święto Pracy, Flagi i Konstytucji, politycy będą już wpisywali w nową krótką kampanię przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Kalendarz daje tu jeszcze jeden, jubileuszowy, pretekst: 1 maja mija równo 20 lat od oficjalnego wejścia Polski do Unii Europejskiej, uroczystego podniesienia gwiaździstej flagi przed państwowymi urzędami, na przejściach granicznych, a wtedy także przed tysiącami polskich domów, na podwórkach, biurach, przystankach, na autach, gdziekolwiek.
W dzisiejszych cynicznych czasach aż głupio przypominać ówczesny entuzjazm i euforię; młodym rocznikom pewnie trudno byłoby uwierzyć, że na placu Piłsudskiego w Warszawie (gdzie też stałem w wielotysięcznym tłumie) ludzie płakali, rzucali się sobie na szyję, tańczyli dzikie tańce, kiedy po odegraniu polskiego hymnu, a potem „Ody do radości”, o północy 1 maja flagi polska i unijna po raz pierwszy razem powędrowały na maszt.