Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

No i przyjechał Obajtek. Jak każdy megaloman wyobraża sobie, że zawsze mu się upiecze

Daniel Obajtek podczas konferencji prasowej Orlenu w Warszawie, luty 2024 r. Daniel Obajtek podczas konferencji prasowej Orlenu w Warszawie, luty 2024 r. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl
Fakt pojawienia się Daniela Obajtka w okręgu wyborczym nie świadczy o tym, że się nie boi, ani o tym, że śledztwo w sprawie fuzji Orlenu z Lotosem (i być może w innych sprawach) nie toczy się wartko. Po prostu zaczęła się już kampania wyborcza, która jest swego rodzaju okresem ochronnym dla wszystkich Obajtków.

Jeszcze niedawno poseł Michał Szczerba, którego nie można podejrzewać, że nie wie, co w trawie piszczy, informował, że były prezes Orlenu Daniel Obajtek od dłuższego czasu przebywa zagranicą, w Arabii Saudyjskiej albo na Węgrzech. Miał się tam chronić m.in. przed płocką prokuraturą, która prowadzi śledztwo w sprawie fuzji Orlenu z Lotosem pod kątem „przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez członków zarządu Orlenu oraz inne osoby i wyrządzenia szkody nie mniejszej niż 4 mld zł”. Nie są to bynajmniej jedyne zarzuty pod adresem Obajtka, zarówno w roli prezesa Orlenu, jak i pcimskiego biznesmena oraz samorządowca.

Obecnie toczą się jeszcze co najmniej dwa śledztwa: w sprawie zaniżania cen paliw przed wyborami (działanie na szkodę spółki) oraz utraty 1,6 mld zł przez OTS, szwajcarską spółkę zależną Orlenu. Zarzutów prezesi Orlenu jeszcze nie usłyszeli, ale przeszukania ich skromnych domostw już się odbyły. Zdaniem Szczerby Obajtek wybrał w końcu Węgry. „Schronił się u Orbána”, napisał na X. W ślad za nim na dłuższą wycieczkę zagraniczną udali się, jak ustalił Onet, dwaj zastępcy: Adam Burak i Michał Róg. Ciekawe, czy w ramach nowej świeckiej tradycji będą w końcu szukać azylu na Białorusi. W końcu to piękny kraj, pełen nieprzebytych lasów i czarownych moczarów.

Do granicy z Podkarpacia niedaleko

Tyle domysłów, a tu taka niespodzianka! Niby Ziobro ze szpitala nagle wychynął Daniel „Wszystko Mogę” Obajtek z madziarskich pieleszy i objawił się w Podkarpaciu, skąd startuje (z pierwszego miejsca listy PiS) do Parlamentu Europejskiego. W opisie do zamieszczonego na X filmiku czytamy: „Na kampanijnym szlaku. Bachórz w gminie Dynów. Działamy dla Polski. Ze szczególnymi pozdrowieniami dla tych, którzy szukają mnie na Węgrzech, w Albanii czy w Dubaju”. A w samym nagraniu dowcipkowali sobie Obajtek z wójtem Bachorza Wojciechem Piechą: „To nie jest Budapeszt. To nie jest też Victor Orbán”. Filmik nakręcono na tle stacji kolei wąskotorowej w Bachórzu, żeby nie było wątpliwości, że to nie Węgry. Wątpliwości, owszem, są, ale raczej małe. Pewnie faktycznie Obajtek na Podkarpaciu się pojawił. Do granicy ma stamtąd zresztą niedaleko. Jak wdepnie, to w godzinkę przejedzie.

Wyskok Obajtka do Bachórza raczej potwierdza niż przeczy, że woli on być teraz za granicą. Gdyby ostatnie tygodnie spędził był w kraju, mógłby to po prostu powiedzieć. A że nie powiedział, to pewnie dlatego, że w kraju jednak go nie było. A co do Michała Szczerby, to przecież nie mówił, że Obajtek na zawsze już opuścił ojczyznę, lecz że aktualnie (czyli 30 kwietnia) jest za granicą, i to od dłuższego czasu. Faktem jest, że Obajtek nie pojawił się na konwencji wyborczej PiS w Kielcach, więc hipoteza ukrywania się jest bardzo prawdopodobna. Innym wytłumaczeniem absencji w Kielcach mogłaby być tylko niełaska Jarosława Kaczyńskiego, ale na razie (odpukać), skoro jest „jedynka”, to i pańskiej łaski nie brakło.

Okres ochronny dla wszystkich Obajtków

Fakt pojawienia się Daniela Obajtka w okręgu wyborczym nie świadczy o tym, że się nie boi, ani o tym, że śledztwo w sprawie fuzji Orlenu z Lotosem (i być może w innych sprawach) nie toczy się wartko. Po prostu zaczęła się już kampania wyborcza, która jest swego rodzaju okresem ochronnym dla wszystkich Obajtków. Każde zatrzymanie, ewentualny areszt, a także odrzucenie przez sąd wniosku o areszt byłoby dla Daniela Obajtka i innych polityków tego rodzaju „politycznym złotem”. Od razu stałby się bohaterem – ofiarą politycznych prześladowań. Prawnicy dali więc być może Obajtkowi zielone światło: na razie nie masz się czego bać.

No i Obajtek przyjechał. Będzie teraz grał władzy na nosie, bo może być pewien dwóch rzeczy: że zostanie europosłem i że procedura uchylania jego immunitetu w Parlamencie Europejskim trochę potrwa. Europosłem zostanie, bo elektorat PiS głosuje tak, jak każe prezes i partia, a znikającymi miliardami po prostu się nie interesuje. Nie ich miliardy i nic im do tego. Co do immunitetu zaś, to może nie jest on w przypadku Parlamentu Europejskiego tak mocny, jak w polskim Sejmie, ale zawsze jest to co najmniej kilkumiesięczna batalia, którą niekoniecznie trzeba przegrać. A przysłowiowy Dubaj w ostateczności też nie ucieknie. Jest gdzie w razie czego uciekać. I za co.

Tak sobie jakoś myśli zapewne Daniel Obajtek. Jak każdy megaloman wyobraża sobie, że zawsze mu się upiecze. Wierzy w swoje pieniądze, w bezwzględność swoich prawników, a przede wszystkim w to, że cały świat działa wedle takich samych, Obajtkowych, reguł. Czyli jest do cna cyniczny i zepsuty. Na szczęście już za kilka miesięcy przekona się, że świat nie składa się z samych tylko wielkich cwaniaków i małych cwaniaczków. A czym bardziej będzie walczył o zachowanie immunitetu europosła, tym dokładniej i jawniej będzie w odpowiedniej komisji przesłuchiwany. Kto wie, czy swoich kolegów i koleżanek z PE nie powinien już zawczasu bać się bardziej niż polskich prokuratorów. Mandat europosła nie jest żadnym cudownym rozwiązaniem. Co innego jakiś azyl albo ciekawe obywatelstwo. Krajów wyrozumiałych dla milionerów na naszym pięknym globie nie brakuje.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama