Paliwo musi płynąć, czyli spokojnie, to tylko kryzys paliwowy. Trzy błędy Orlenu
Masowe awarie dystrybutorów na stacjach Orlenu, o których informują media tradycyjne i społecznościowe, to sygnał, że wprowadzona w lipcu strategia zaniżania cen paliw przez płocką grupę powoli bankrutuje. Strategia Orlenu miała osiągnąć dwa cele – stworzyć przestrzeń dla Rady Polityki Pieniężnej do obniżki stóp procentowych oraz uspokoić kierowców, którzy mogliby przypomnieć sobie o wysokich rachunkach za benzynę przy urnie wyborczej. Pierwszy udało się zrealizować – odczyt inflacji za wrzesień wyhamował do 8,2 proc. – ale drugi nie. Co więc poszło nie tak?
Pierwszy błąd Orlenu: Za duża obniżka
Orlen popełnił trzy błędy. Po pierwsze, skala obniżki cen była zdecydowanie za duża. Od początku lipca ceny oleju napędowego zdrożały w Europie o prawie 50 proc., a w Polsce spadły o kilka procent. Na reakcję rynku nie trzeba było długo czekać. Popyt szybko zaczął rosnąć, hurtowi odbiorcy zamiast w bazach paliwowych zaczęli pojawiać się przy dystrybutorach na zwykłych stacjach, a zagraniczni kierowcy ruszyli do Polski, by zatankować. Jednocześnie wygasł prywatny import – nikomu nie opłacało się ściągać drogiego paliwa, by sprzedawać go w Polsce ze stratą.
Czytaj także: Ropa droga, ale paliwo tanie. Takie rzeczy tylko w Orlenie przed wyborami
W sierpniu sytuacja zaczęła robić się poważna. Analitycy Goldman Sachs zaczęli pisać o „cudach nad dystrybutorem”. Zapadła też decyzja o sięgnięciu po rezerwy strategiczne paliw.