Nie w samo południe, ale po 18 rozpoczął się wiec premiera Donalda Tuska. Plac Zamkowy w Warszawie wypełnił się ludźmi. Powiewały biało-czerwone, tęczowe i unijne flagi, ale i banery kandydatów Koalicji Obywatelskiej – m.in. Michała Szczerby i Krzysztofa Brejzy – a także Zielonych i ich kandydatki Joanny Kamińskiej. Widać było transparenty przyjezdnych z Giżycka, Podkarpacia, Przemyśla, Rozkoszówki i oczywiście Pułtuska. „Do Europy wrócimy, tylko zwyciężymy. A to ważna gra” – brzmiał jeden z banerów.
– Wyjechaliśmy o godz. 13, żeby te 300 km tu przejechać – mówi „Polityce” jeden uczestników ze Świętokrzyskiego. – Ja jestem optymistą. Poprzednia władza pluła tyle lat, a teraz euro nie śmierdzi.
Na scenę wszedł Donald Tusk. Tłum zareagował entuzjastycznie i równie żywiołowo skandował, żeby rozpoczął przemawiać. „Nie wiem, który to już raz powtórzę te słowa w ostatnich kilkunastu miesiącach: że mi mowę odjęło. Tylu malkontentów i naszych konkurentów mówiło: »nie przyjdą, zmęczyli się«. A wy przyszliście. Polska nie zmęczyła się wolnością” – zaczął.
Ochrona wynosi z tłumu grupę ludzi krzyczącą hasła wsparcia dla Palestyny i o migracji. „Ludzie prawie ich zlinczowali” – mówił jeden z ochroniarzy po wyprowadzeniu zakłócających przemówienie Tuska.
Czytaj też: Walka o pole position. Co mówią sondaże, kto z kim naprawdę walczy
Tusk: Nie ma mowy o kapitulacji
„Sytuacja jest bardzo poważna. Ta historia z 1989 r. to było wypędzanie sowieckiego systemu z naszej ojczyzny.