JĘDRZEJ WINIECKI: – Dramat?
PIOTR SIERGIEJ: – Ogólnie to jestem pełen optymizmu, bo poprawa jakości powietrza jest trwała. Widzimy statystycznie istotne spadki stężeń, np. rakotwórczego benzoalfapirenu trzy-, czterokrotne w ciągu ostatnich 7–8 lat. W tym okresie zlikwidowano milion pozaklasowych kotłów na węgiel i drewno. Na usunięcie i wymianę na inne, najlepiej niedymiące źródła ciepła, czeka jeszcze 2 mln palenisk. Drugą przyczyną pozostaje oczywiście kryzys klimatyczny, niosący cieplejsze i wietrzniejsze zimy. Niemniej obraz nie jest jednorodny. W Warszawie zostało jedynie 2 tys. kopciuchów, a w ościennych gminach dymi jeszcze 41 tys. Wiemy, że ze smogiem w Polsce szczególnie zmagają się Nowa Ruda czy Sucha Beskidzka. Tyle że ich sytuację znamy, bo działają tam stacje pomiarowe. Tych mamy 284 na 2,5 tys. gmin.
Jak wypadamy na europejskim tle? Te białe niezbadane plamy rozjaśniają kolor naszej zanieczyszczonej wyspy?
Dzięki własnym pomiarom widzimy, że w miejscach bez stacji bywa równie fatalnie. Takich urządzeń powinno być więcej, w przyszłym roku Ministerstwo Klimatu chce uruchomić dodatkowo ok. 40. W każdym razie stopniowo wypadamy z czołówki najbardziej zasmogowanych państw w Unii. To może kiepskie pocieszenie, ale gorzej od nas mają niektóre regiony Włoch, Bułgarii czy Rumunii. Z drugiej strony mocno odstajemy od czołówki z najczystszym powietrzem.
Pauza rządowego programu – oficjalnie z powodu nieprawidłowości i konieczności uszczelnienia systemu – nie pomoże w pogoni?
Stała się rzecz skandaliczna, podważająca zaufanie obywateli do rozpędzonego potężnego programu, w którym tygodniowo przyjmowano wnioski 5 tys. gospodarstw domowych. „Czyste powietrze” wstrzymano bez ostrzeżenia i okresu przejściowego.