Kraj

Nie taka nauka mądra

Cwaniacy mają się coraz lepiej, a poważni i rzetelni badacze żyją od ewaluacji do ewaluacji, bojąc się o swoje etaty. Lękają się też podpaść studentom. Generalnie praca wychodzi im bokiem.

Transoceaniczne koczownicze plemię naukowców, przeciętnie biorąc, nie ma już ani manier, ani wykształcenia ogólnego. Nauka stała się bowiem rzemiosłem i profesją – duchowej strawy jej nie trzeba. To dobre dla amatorów. Dlatego lepiej tu nie wyjeżdżać z „kodem kulturowym”. Można się nie dogadać, i w dodatku wyjść na bufona przed Azjatą w laboratoryjnym kitlu.

Oprócz „być albo nie być” wspólnym elementem wykształcenia naukowców sześciu kontynentów (liczymy z Antarktydą) jest już tylko powiedzonko „publikuj albo giń”. Korporacje produkcyjne, którymi od dawna są już „jednostki naukowe”, generalnie zajmują się metodycznym i seryjnym wytwarzaniem artykułów naukowych. Trafiają one w ręce pośredników, czyli wielkich wydawnictw naukowych, które z łaski swojej sprzedają ten towar tym samym korporacjom, od których kupiły inne jego partie. A nawet nie kupiły, bo zwykle trzeba za opublikowanie czegoś słono zapłacić. Z tego osobliwego biznesu wydawnictwa ciągną miliony, a naukowcy i placówki naukowe „punkty”, które można wymienić na dotacje państwowe. System działa, a najlepiej czują się w nim ci, którzy wiedzą, jak robić mało, a publikować dużo. Jest na to wiele sposobów, często niezbyt uczciwych.

W ostatecznym rozrachunku cwaniacy mają się coraz lepiej, a poważni i rzetelni badacze żyją od ewaluacji do ewaluacji, bojąc się o swoje etaty. Lękają się też podpaść studentom, mogącym obsmarować ich w anonimowych ankietach. Generalnie praca wychodzi im bokiem, bo otrzymanie grantu jest jak wygranie losu na loterii, a wykładanie z zaangażowaniem to prosta droga do sporych nieprzyjemności.

Czemuż to dopadły nas te upokorzenia? Trochę dlatego, że uprawianie nauki nie jest produkcją, ale wymogi racjonalnego zarządzania oraz związki z biznesem wtłoczyły naukę w gorset korporacji.

Polityka 10.2025 (3505) z dnia 04.03.2025; Felietony; s. 97
Reklama