Może się okazać, że odpowiedzialność za zorganizowaną w Ministerstwie Sprawiedliwości akcję internetowego hejtowania niezależnych sędziów poniesie jedynie sygnalistka, która sprawę ujawniła. W niespełna sześć lat od ujawnienia afery hejterskiej rozpoczął się proces karny Emilii Szmydt – „Małej Emi”. W aferę zniesławiania sędziów krytykujących poczynania ministra Ziobry zamieszanych było – według zeznań trojga skruszonych hejterów – 22 sędziów, jeden prokurator i „Mała Emi”, żona Tomasza Szmydta, jednego z sędziów hejterów, zbiegłego później na Białoruś. Dlaczego tylko ona odpowiada dziś za aferę? To proste: pozostali mają immunitety (sędziowskie i prokuratorski).
Afera miała wymiar polityczny, moralny i karny. Politycznie służyła do zastraszenia i uciszenia sędziów krytyków. Moralnie była obrzydliwa, bo polegała na puszczaniu w obieg prawdziwych i wymyślonych historii z prywatnego życia sędziów – opracowanych tak, by wyrządzić im i ich bliskim możliwie największą krzywdę. Wymiar karny polega na tym, że źródłem informacji dla hejterów były teczki personalne sędziów znajdujące się w ministerstwie, za które odpowiedzialny był wiceminister Łukasz Piebiak. Według skruszonych hejterów („Małej Emi”, jej męża oraz sędziego Dariusza Cichockiego) to właśnie Piebiak udostępniał dane z teczek.
Prokuratura ma zamiar postawić hejterom zarzut przekroczenia uprawnień i złamania ochrony danych osobowych, a wszystko to w ramach zorganizowanej grupy przestępczej. W grudniu 2024 r. wystąpiła o uchylenie immunitetów sędziom: Piebiakowi, Przemysławowi Radzikowi, Arkadiuszowi Cichockiemu i Jakubowi Iwańcowi (ma ponad 300 tys. maili m.in. z prywatnej skrzynki Piebiaka). Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN odmówiła uchylenia immunitetu sędziemu Iwańcowi (I instancja); pozostałe wnioski nie zostały jeszcze rozpatrzone.