Szesnastoletnia Maja z Mławy została zabita ze szczególnym okrucieństwem. W roli kata wystąpił jej kolega Bartosz G. Mieszkający dwie ulice dalej posiadacz czerwonego paska na świadectwie, chłopak z zamożnego, wydolnego domu. Trochę jak w „Dojrzewaniu”. Przesłanie jednego z najgłośniejszych seriali ostatnich lat jest właśnie o tym, że to mogło być dziecko każdego z nas – w roli mordercy (choć, rzecz jasna, również w roli ofiary).
Ale choć filmowa historia mocno rezonowała, wywołując długie dyskusje i tysiące komentarzy, prawdziwa historia śmierci dziewczynki pociągnęła za sobą głównie fale hejtu. Tuż po tym, jak przy torach kolejowych w Mławie znaleziono skatowane, przypalane i polewane kwasem ciało, w komentarzach zapanował antyimigrancki ton. Morderca został ujęty w Grecji? Czyli wszystko wiadomo. Winni śmierci polskiej dziewczynki są ci, którzy wpuszczają obcych… Gdy powoli do opinii publicznej docierało, że to jednak Polak, wielbiciel skrajnej prawicy, a w Grecji znalazł się po prostu na wycieczce szkolnej, ton się zmienił. Pojawiały się komentarze, że mimo 16 lat Maja wyglądała na starszą – jakby to było jej winą – że takie dziewczyny zmieniają partnerów i doprowadzają młodych chłopców do rozpaczy.
Odkryto, że w przeszłości chłopak sam był ofiarą hejtu – profil wyśmiewający go założyły przed laty jego koleżanki, wówczas 12-letnie. Hejt poszybował w ich stronę. Założycielka strony została szybko wyśledzona. Próbowała tłumaczyć, że to Bartosz G. prześladował ją i koleżanki, a one chciały jedynie odpłacić pięknym za nadobne. Poczuła się zaszczuta.
Kolejni komentatorzy spod znaku „dziewczyny winnej samej sobie” powielali opowieść, że to Maja nękała Bartosza, że to ona była hejterką. A gdy w końcu wyciekło do sieci również i to, że w przeszłości padła już ofiarą pobicia ze strony Bartosza, część komentujących brnęła w hejt jeszcze dalej – że skoro znała go od tej strony, to znaczy, że sama wpakowała się w kłopoty.