Z telewizora doleciało bombastyczne: „Na ten komin zwrócone są oczy całego świata”. „No, nie. Nie całego” – mruknęłam do siebie polemicznie, instalując toner w nowej drukarce. I już chciałam triumfować, że feminizm jednak nie kończy się w chwili, kiedy trzeba samodzielnie skonfigurować sprzęt, gdy nagle napotkałam przeszkodę. Okazało się, wbrew wszelkiej logice, że urządzenie bezprzewodowe nie zacznie działać bezprzewodowo, jeżeli wpierw nie użyje się przewodu. Tak, tak: bezkablowość drukarki na tym świecie osiąga się za pomocą kabla. Chwilowo pokonana w swoim feminizmie, nie złożyłam jednak broni: zamówiłam w internecie przewód USB z odpowiednią końcówką oraz przejściówkę typu męskiego i zadumawszy się przelotnie nad binarnością okablowania, chcąc nie chcąc, zwróciłam oczy na ruchome obrazki z Watykanu.
Z komina leciał już biały dym. Tłum zebrany na placu św. Piotra wiwatował, wymachując flagami różnych państw. Oko kamery zatrzymało się na kobiecie o południowej urodzie, która przesuwała między palcami paciorki różańca z białych pereł. Dzwony rozdzwoniły się również na naszym osiedlu. Wszystko wskazywało na to, że najstarsza korporacja świata znowu wybrała jakiegoś sędziwego mężczyznę na swojego szefa. Uśmiechnęłam się na wspomnienie orędzia Jude’a Lawa jako Piusa XIII w serialu Paola Sorrentina „Młody papież” i przysiadłam na sofie, żeby się przekonać, kogo wybrali. Czy przypadkiem nie Donalda Trumpa, który niedawno przymierzał się do tej roli i z pomocą sztucznej inteligencji odbył już nawet próbę kostiumową. W dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe. Albo czy nie będzie jak w filmie „Konklawe” Edwarda Bergera i czy na tronie świętego Piotra nie zasiądzie… (nie będę spojlerować, przekonajcie się państwo sami).