George Simion, prawicowy, antyeuropejski i prorosyjski kandydat na prezydenta Rumunii, wygrał pierwszą turę dwukrotną większością głosów (40 do 20 proc.). Rumuni odprawili go w drugiej turze – wygrał Nicușor Dan, centrowy burmistrz Bukaresztu, stosunkiem głosów 53,6 do 46,4 proc. Pan Simion deklarował: „Jestem dumny, że mogę nazwać Karola Nawrockiego – bliskiego sojusznika i prawdopodobnego następcę prezydenta Andrzeja Dudy – przyjacielem”, a „Obywatelski” mu wtórował: „Wspólnie, gdy wygra George, wspólnie gdy wygramy my, (...) będziemy budować Europę wartości, Europę ojczyzn, w której nie damy UE się scentralizować i zrobić z Polski i Rumunii swoich województw”.
Rachuby te częściowo się nie sprawdziły: „przyjaciel George” przegrał, rezultat drugiej tury w Polsce jest sprawą otwartą.
Od razu poruszę pewną sprawę o ważnym wymiarze międzynarodowym. Pan Nawrocki puszy się tym, że jest ścigany listem gończym przez Rosję. Faktycznie jest na czarnej liście przygotowanej przez resort spraw wewnętrznych tego kraju za likwidowanie pamiątek (zwłaszcza pomników) radzieckich. W tym wykazie jest kilkadziesiąt tysięcy osób oskarżanych przez władze w Moskwie o działalność antyrosyjską. Nie jest moją rzeczą wypowiadanie się, na ile to ściganie jest realne, a na ile symboliczne, ale byłoby dobrze, gdyby heroizm „Obywatelskiego” został sprowadzony do właściwych wymiarów. Dla Federacji Rosyjskiej poważniejsze znaczenie ma deklaracja p. Nawrockiego, że nie zgodzi się na wejście Ukrainy do NATO i ściślejszą integrację UE.