Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Cenzurka Nowackiej

Barbara Nowacka Barbara Nowacka Wojciech Olkuśnik / East News

Barbara Nowacka, szefowa resortu edukacji, została oceniona jako najsłabszy minister w rządzie Donalda Tuska przez uczestników sondażu zleconego przez Onet. Wskazało ją 13,6 proc. pytanych. Jej nazwisko pojawia się też w spekulacjach dotyczących rekonstrukcji rządu. Zasłużyła? Trochę tak. Ale nie do końca.

Ministra podpadła sposobem przeprowadzenia projektu edukacji zdrowotnej. Prawicy – tym, że od września na lekcjach w szkole będzie się pojawiać słowo „seks”, lewicy – tym, że wbrew planom nowy przedmiot nie będzie obowiązkowy. Ponadto – tu znów prawicy i Kościołowi – tym, że okroiła lekcje religii do jednej tygodniowo. Choć i lewica ma pretensje, że ta jedna godzina zostaje.

Trochę mniej kontrowersji budzi drugi nowy przedmiot, czyli edukacja obywatelska. W szkołach ponadpodstawowych zajmie miejsce historii i teraźniejszości, osławionego „dziecka” ministra Przemysława Czarnka. Wielu komentatorów krytykuje tę decyzję, uznając ją za politycznie motywowaną podmiankę.

Większość poglądów, które ostatnio formułuje ministra, można uznać za dość racjonalne i zdroworozsądkowe. Np. zakaz smartfonów w szkole. „Zakaz sprawdza się tam, gdzie rodzice go zaakceptowali; mam doświadczenie, jak działa odgórny zakaz, bez wytłumaczenia go dobrze” – tłumaczy Nowacka, odnosząc się do ubiegłorocznej – krytykowanej – decyzji o ograniczeniu prac domowych w podstawówkach (obecnie konsultowane są zmiany tej regulacji). Zdaniem niektórych „problemem” ministry jest to, że jej podejście jest bardziej prouczniowskie niż pronauczycielskie. Krytyka spotyka ją też m.in. za pomysł dopuszczania pełnoletnich przedstawicieli uczniów w szkołach średnich do komisji wybierających dyrektorów. Ale i tę koncepcję można obronić.

Polityka 26.2025 (3520) z dnia 24.06.2025; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 7
Reklama