Zanim wejdzie wielka reforma oświaty, czeka nas rok wywracania wszystkiego do góry nogami. Czy naprawdę wszystko trzeba regulować ustawowo, a zdrowy rozsądek już ludzi nie obowiązuje?
Reforma ma być bezkosztowa. Brzmi dobrze? Czy jednak coś zgrzyta? Tak jak nie ma darmowych lunchów, tak nie ma reform, które nie kosztują. Jeśli nie kosztują, to znaczy, że w zasadzie ich nie ma.
Pominięcie liceów w rozporządzeniu MEN o pracach domowych doprowadzi do tego, że wdrożeni do samodzielności uczniowie podstawówek będą musieli się uwstecznić.
Burza po przejęzyczeniu ministry Barbary Nowackiej; atak nożownika w centrum handlowym; porozumienie ws. energii jądrowej; fala grypy w Polsce; sukces DeepSeek z Chin.
Zdrowie seksualne, jak podkreśla prof. Zbigniew Izdebski, stanowi jedną dziesiątą podstawy programowej edukacji zdrowotnej: „Ten przedmiot nie tylko nie jest związany z seksualizacją, on jest nawet przeciwko niej!”.
Edukacja zdrowotna wywołała wielką burzę, ale w tej burzy głosów nauczycieli prawie nie słychać. A dla nas nie ma większego znaczenia, czy przedmiot będzie obowiązkowy, czy dobrowolny. Najważniejsze, aby w ogóle został wprowadzony.
W listopadzie ministra edukacji Barbara Nowacka zapowiedziała, że nowy przedmiot będzie obowiązkowy. Uczniowie mieli zdobyć wiedzę o profilaktyce zdrowotnej – psychicznej, fizycznej i seksualnej. W niedzielę Władysław Kosiniak-Kamysz zaciągnął hamulec.
Edukacja o zdrowiu jednak nieobowiązkowa; Zełenski o wymianie północnokoreańskich żołnierzy; rośnie liczba ofiar śmiertelnych w Los Angeles; Chorwaci wybrali prezydenta; ruszył pierwszy turniej wielkoszlemowy w sezonie.
Dlaczego ministra spuściła z tonu i wydaje się akceptować mniejsze zmiany, niż zapowiadała na początku? Czyżby rządząca koalicja doszła do wniosku, że trzeba poświęcić edukację na rzecz wyborów prezydenckich?
Niepojęte, że Barbara Nowacka nie tylko nie zlikwidowała tych godzin, ale jeszcze posługuje się nimi, aby straszyć nauczycieli, że dodatkowej roboty może być znacznie więcej.