„Niemcy wszczęły wojnę hybrydową z Polską, a państwowe służby nie podejmują reakcji” – poinformował Robert Bąkiewicz. Nadgraniczna ludność kolejną wojnę z Niemcami przyjęła ze spokojem, być może uznając, że Niemcy są niereformowalni i nigdy nie oduczą się napadania na Polskę. Z tego powodu, a także z powodu zdrady służb, przeciwko przeważającym siłom niemieckim wyposażonym w uchodźców z Azji i Afryki Bąkiewicz musiał rzucić patrole Ruchu Obrony Granic, złożone z patriotycznie pobudzonych mężczyzn, gotowych zrezygnować z letniego wypoczynku na rzecz przeciwstawienia się agresywnym zakusom Niemiec.
Dobra wiadomość jest taka, że tych mężczyzn jest już na granicy więcej niż uchodźców. Zła – że nie wiadomo, czy po zrobieniu porządku na granicy nie wezmą się do robienia porządku w głębi kraju, gdzie ich zdaniem polskie służby również sobie nie radzą. Patrolowiczom się zarzuca, że bezprawnie zatrzymują i legitymują ludzi, podszywając się pod policję i Straż Graniczną. No, może, ale pamiętajmy, czym skończyła się napaść Niemiec w 1939 r., gdy jeszcze nie było patroli ROG. Zresztą zdaniem wicemarszałka Krzysztofa Bosaka z Konfederacji każda grupka Polaków ma prawo kulturalnie zapytać napotkanego obcokrajowca, czy posiada jakieś dokumenty. Obcokrajowiec ma oczywiście prawo nie odpowiadać i pójść dalej, ale według mnie dla jego własnego dobra lepiej, żeby jednak nie szedł, bo wiadomo, że kultura i cierpliwość grupki Polaków ma swoje granice.
Opowieści patrolujących są najlepszym dowodem na to, jak doskonałą robotę robią. Czytam, że 1 lipca wieczorem patrol ROG zawrócił do Niemiec Hindusa niebezpiecznie zbliżającego się do Polski szosą przez stare przejście graniczne. „Podpierał się kijem, wyglądał jak nieszczęście. Mówię mu: chłopie, dokąd ty idziesz?