Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Rekonstrukcjaaa...

Nadchodzi ostatni moment, by zamienić arytmetyczną większość w polityczną sprawczość i odwrócić wrażenie dryfu, a koalicja – choć osłabiona – otrzyma szansę na jesienne odbicie.

Rekonstrukcja gabinetu Donalda Tuska miała być chirurgicznym cięciem po prezydenckiej klęsce koalicji 15 października, ale zamiast operacji „mniejszego zwrotnego rządu” dostaliśmy „niekończącą się nowelę” o braku koalicyjnej zgody. Winę za to ponosi wyrachowana kalkulacja słabych partnerów, którzy próbują ugrać ostatnie przywileje, zanim przykryje ich sondażowa fala. Donald Tusk zapowiadał sprint, tymczasem brnie przez bagna. Czerwiec był momentem idealnym: wyborcza klęska dawała moralną legitymację do „uderzenia w stół”, a Sejm pracował w rytmie, który pozwalał na szybkie zaprzysiężenie nowych ministrów. Dziś tempo dyktują urlop marszałka Hołowni i partykularne licytacje o jedną–dwie teki więcej, a każda doba zwłoki to dowód, że ster w KPRM trzyma nie premier, lecz koalicyjni negocjatorzy.

Koszt polityczny odwlekania rośnie. W sondażu United Surveys PiS wyprzedza KO 29,2 do 28,2 proc., a Polska 2050 i PSL znajdują się poza Sejmem (przegląd sondaży w tekście „Zmiany, zmiany, zmiany…”). Trzy czwarte badanych uważa, że projekt Hołowni się rozpadnie. Dodatkowo Lewica może ugrzęznąć zarówno w sporach wewnętrznych o przywództwo, jak i ideologicznych z Razem. Każdy dzień przeciągania rekonstrukcji wzmacnia narrację o „rządzie w kryzysie” i tuczy opozycję. Premier traci też siłę przetargową wobec koalicjantów, społeczeństwa, a także prezydenta elekta Karola Nawrockiego, który już od 6 sierpnia na pewno nie będzie ułatwiał pracy rządowi. Tak więc nikt nie ma dziś mocnej karty, a jednak każdy podbija stawkę, blokując ruchy przeciwników. To logika oblężonego bazaru, nie drużyny walczącej o mandat na 2027 r.

Polityka 30.2025 (3524) z dnia 22.07.2025; Komentarze; s. 8
Reklama