Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Pierwsze dni prezydenta. Karolów Nawrockich jest dwóch. Raz jest „chadem”, raz kąsa

Karol Nawrocki Karol Nawrocki Łukasz Błasikiewicz / Kancelaria Prezydenta RP
Rok temu Karola Nawrockiego nie znał nikt. Dziś jest prezydentem RP i lepszym mówcą, a próbuje być też medialną osobowością. Wszystko tu jest wykalkulowane.

Jeszcze rok temu w PiS toczyła się dyskusja, kto najlepiej wpasuje się w rolę kandydata na prezydenta. Jury złożone z najważniejszych polityków partii, liderów frakcji i speców od marketingu debatowało miesiącami. Sam Jarosław Kaczyński sondował opinię publiczną i swoją formację, a potencjalni kandydaci pielgrzymowali na Nowogrodzką, aby osobiście zabiegać o poparcie. Rok później Karol Nawrocki staje przed Sejmem, składa przysięgę i wygłasza ostre przemówienie, które zaskakuje polityków dwóch największych ugrupowań. A już dwa dni później składa pierwsze projekty i płynnie przechodzi z kampanii do codziennej politycznej walki.

Nawrocki: finał sezonu

Zaledwie osiem miesięcy temu Nawrocki zabrał po raz pierwszy głos w nowej roli – kandydata – w krakowskiej hali Sokoła. Nienaturalnie uśmiechnięty, niezgrabnie gestykulujący, czytający z kartki – wydawał się przeciwnikiem łatwym do pokonania. Wystąpienie nie porwało, ale klamka zapadła i mimo piętrzących się z upływem czasu zarzutów Nawrocki był jedyną kartą, na którą PiS mógł i musiał postawić. Już nie było odwrotu.

I raptem Nawrocki „zaskoczył”. Trzeba zresztą przypomnieć, że od pierwszych dni po ogłoszeniu tej kandydatury badacze internetu i mediów społecznościowych zwracali uwagę na jego dwa ważne atuty: po pierwsze, wszyscy chcieli się dowiedzieć, kim jest, po drugie, brak wprawy w występach publicznych sprawił, że społeczeństwo obserwowało go niczym serialowego bohatera, który ma prawo błądzić. Ta diagnoza się spełniła, bo mimo wpadek i lapsusów – nazwał się przecież „decyzją prezesa Kaczyńskiego” – kandydat PiS wprawiał się i poprawiał. A w debatach uczestniczył jak równy z równymi.