Sfinks na trojańskim koniu
Zagadkowe milczenie Szymona Hołowni. Zniknął. I chyba nikt nie wie, o co mu teraz chodzi
Po zaprzysiężeniu nowego prezydenta zniknął z widoku i podobno regeneruje rozdygotane nerwy na urlopie. Życie w jego partii też zresztą praktycznie zamarło, jeśli nie liczyć krótkiej przerwy na kryzys wokół dotacji z KPO z Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz w roli głównej. Ale nawet ta sprawa nie skłoniła Szymona Hołowni do publicznego zabrania głosu w obronie swojej zastępczyni. Przy okazji zawiesił też relacje wewnątrz koalicji; żaden z pozostałych liderów od paru tygodni nie miał z nim kontaktu.
Mogą więc tylko spekulować, w jakiej formie wejdzie w nowy sezon polityczny. Partnerzy mają cichą nadzieję, że po wywołaniu serii koalicyjnych burz na tyle ochłonął, żeby umieć ocenić skutki ostatnich działań. Jego niezła dotąd pozycja w rankingach zaufania poleciała w dół, a całej partii polityczna śmierć zaczyna zaglądać w oczy. Chociaż nie brakuje też obaw, że sierpniową pauzę Hołownia wykorzystał na obmyślanie kolejnych akcji sabotażowych, żeby się odegrać na premierze i pozostałych koalicjantach za ostatnie niepowodzenia.
Czytaj też: Błąd Hołowni. Tłumaczenia pokrętne, karty słabe
O co chodzi Hołowni
Problem w tym, że nikt tak naprawdę nie wie, o co dzisiaj chodzi liderowi Polski 2050. Jego osobisty uraz na punkcie Donalda Tuska jest od dawna bezsporny i stale się pogłębia. Ale czy nocne spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim oraz przypisywanie premierowi zamiaru przeprowadzenia „zamachu stanu” to tylko wendeta, czy jednak element politycznego planu? Raczej to pierwsze, bo w roli planisty nie dał się przecież dotąd poznać, przeważnie grając na siebie, żeby zaspokoić próżność oraz potrzebę bycia kimś ważnym.