Siódmą ustawą, którą Karol Nawrocki zawetował, jest nowelizacja tzw. ustawy Kamilka. Prezydent powoływał się na zastrzeżenia, które zgłaszała rzeczniczka praw dziecka Monika Horna-Cieślak. I rzeczywiście, ustawa miała słabe punkty. Osoby skazane za przestępstwa seksualne lub np. zabójstwo wciąż mogłyby mieć kontakt z dziećmi, ponieważ nowela znosiła obowiązek składania zaświadczeń o niekaralności przez wizytujących w szkołach pracowników uczelni wyższych i organizatorów szkolnych praktyk. Tego rodzaju prewencji mieli nie podlegać także rodzice, którzy angażują się w szkolne aktywności jako opiekunowie na wycieczkach.
Pomysłodawcą obu zmian był resort edukacji. Dlaczego? Rok temu dyrektorzy szkół alarmowali, że wejście w życie tzw. ustawy Kamilka i konieczność dowiedzenia swojej niekaralności sparaliżowały prace szkół. Nie odbywały się albo przesuwano wcześniej zaplanowane wyjazdy integracyjne, zielone szkoły, wyjścia do kina, bo po zaświadczenia z Krajowego Rejestru Karnego trzeba było stać w kolejkach. I to mimo że MEN wydał opinię, iż zaświadczenia o niekaralności należy wymagać tylko od osoby, która zostaje z uczniami sam na sam.
Rodzice także czuli się skrzywdzeni, że muszą przynosić zaświadczenia, jeśli zgłosili się jako wsparcie np. podczas wyjścia na basen. – Bez tej kontroli nie wiedzielibyśmy do końca, kogo dopuszczamy do dzieci. Ze statystyk, które są przekazywane przez RPD czy przez policję, wynika, że najczęściej sprawcami wykorzystywania seksualnego są osoby najbliższe – mówi Agnieszka Kwaśniewska-Sadkowska, radczyni prawna, która współpracuje z Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę.
Ale weto zablokowało przy okazji wyczekiwane zmiany. Przede wszystkim: cykliczną, co dwa lata, weryfikację w rejestrze sprawców przestępstw seksualnych wszystkich osób dopuszczonych do pracy z dziećmi.