Po Trumpie w Waszyngtonie Karol Nawrocki odwiedził Leona XIV w Watykanie. A skoro wysłano go do Rzymu, to spotkał się z premier Meloni i prezydentem Włoch. Meloni nie udało mu się przekonać do odrzucenia porozumienia Mercosur. W intencji jego autorów ma złagodzić skutki wojny taryfowej z Europą i Ameryką latynoską.
Przyjrzyjmy się jednak bliżej pielgrzymce Nawrockiego do Stolicy Świętej. Miała zaprezentować świeżą głowę państwa jako pobożnego katolika, chroniącego wiarę katolicką i wartości rodzinne (stąd obecność żony i dwojga dzieci). Słowem: nie tylko prezydenta, ale i nowego lidera narodowo-katolickiej prawicy. Taki przekaz sztab Nawrockiego kierował oczywiście do elektoratu pisowskiego, a przede wszystkim do kościelnej korporacji.
Nawrockiego przyćmił Netanjahu
Tyle że tak jak o wizycie Nawrockiego u Trumpa rozpisywały się głównie media polskie, tak i wypad ekipy prezydenckiej do Włoch nie wzbudził poza mediami w Polsce większego zainteresowania. Gdy piszę te słowa, nawet na watykańskiej platformie newsowej (Vatican News in English) i na oficjalnej stronie Stolicy Apostolskiej po audiencji udzielonej Nawrockiemu przez papieża Leona nie ma o niej informacji. Wszystkie serwisy piszą za to o spotkaniu papieża z prezydentem Izraela. Poza Polską wizyta Nawrockiego z rodziną w Pałacu Apostolskim przeszła niezauważona.
Nie mogło być inaczej, bo kurtuazyjne gesty – złożenie kwiatów i modlitwa przy grobie papieża Wojtyły, czarna mantyla prezydentowej, prezent w postaci obrazu Matki Bożej Gietrzwałdzkiej – widać nie wniosły dla Kościoła powszechnego i dla katolików w Polsce żadnej nowej treści, poza korzyścią wizerunkową Nawrockiego w oczach jego wyborców. Nadal nie wiemy,