Co może prezydent
Między konstytucją a uzurpacją. Co może prezydent Nawrocki, a czego mu nie wolno
EWA SIEDLECKA: Czy konstytucja wystarczająco jasno opisuje kompetencje prezydenta i rządu, tak by zapobiegać konfliktom?
PROF. MIROSŁAW WYRZYKOWSKI: Konstytucja tworzy ramy dla relacji między różnymi organami państwa. Zakłada, że organy konstytucyjne znają konstytucję, rozumieją ją, przestrzegają i działają w dobrej wierze. Jeżeli te przesłanki nie są spełnione, jeśli jeden, drugi czy trzeci organ uważa, że konstytucja jest zła, nie respektuje jej albo nie rozumie, jeśli nadużywa swoich kompetencji, oskarżając przepisy konstytucji o nieprecyzyjność, to nawet najbardziej jasne i szczegółowe regulacje nie zapobiegną konfliktom.
Kiedy prezydentem był Lech Wałęsa, mieliśmy zjawisko rozpychania się prezydenta w swoich kompetencjach. Jego prawnik prof. Lech Falandysz dokonywał cudów interpretacji konstytucji, żeby poszerzyć władzę prezydencką. Czy z konstytucją z 1997 r. też nam to grozi?
Konstytucja, która obowiązywała za prezydentury Lecha Wałęsy, dawała prezydentowi dużo więcej władzy. Doświadczenia lat 1992–95 spowodowały, że w pracach Komisji Konstytucyjnej dążono do maksymalnego ograniczenia kompetencji prezydenta. Ale gdy prezydent Wałęsa przegrał wybory w 1995 r. na rzecz Aleksandra Kwaśniewskiego, to Komisja Konstytucyjna, której przedtem przewodniczył Kwaśniewski, uczyniła wiele, żeby dodać władzy nowemu prezydentowi. Powstał zatem system hybrydowy, w którym mamy dwa istotne organy władzy wykonawczej: prezydenta i rząd. To nieuchronnie powoduje napięcia. Dlatego ważny jest poziom kultury konstytucyjnej obu stron. To ona sprawia, że choć dochodzi do napięć, to jednak nie do konfliktów, które musiałyby być rozwiązane przez Trybunał Konstytucyjny jako spory kompetencyjne.
Tylko że już nie mamy Trybunału Konstytucyjnego, żeby spór rozsądził.