„Stara ukraińska strategia – sprowokować Polskę, żeby weszła do wojny”. „Kijów jedzie ze swoim standardowym propagandowym przekazem. Celem jest wciągnięcie Polski do działań na terytorium Ukrainy”. „Kijów i jego stronnicy w Polsce chcą wykorzystać sytuację do pobudzenie w naszym kraju paniki i wciągnięcia nas w sposób czynny do wojny”. „Aktywowało się stronnictwo szabelkistów. Obserwujmy, kto tu będzie aktywny. Będziemy od razu wiedzieć, kto działa w interesie Kijowa, a nie Polski, i chce nas wciągnąć do wojny”.
Te cztery cytaty w ciągu zaledwie kilku godzin opublikował Łukasz Warzecha – prawicowy dziennikarz, jeden z najbardziej rozpoznawalnych na platformie X (daw. Twitter). Warzecha jest na stałe związany z tygodnikiem „Do Rzeczy”, okazjonalnie pisze także dla „Faktu”, „Super Expressu”, Interii i Onetu. Jego wpisy to tylko przykład. Takie case study, które pokazuje, jak łatwo w niespodziewanej sytuacji rozpowszechnia się dezinformacja mająca wywołać w nas określone emocje. Zwykle pożądane przez kremlowską machinę propagandową.
Pomysł jest zawsze ten sam
W internecie bez problemu znajdziemy wiele podobnych wpisów, często publikowanych przez konta, które łatwo zidentyfikować jako trolle lub boty. Ich wspólnym mianownikiem jest ta sama narracja. Nad Polskę nie wleciały drony rosyjskie, tylko ukraińskie (alternatywnie: banderowskie). Celem jest wciągnięcie nas w wojnę i doprowadzenie do sytuacji, w której polscy żołnierze będą masowo ginąć na froncie. Polskie władze (co ważne: zarówno PiS, jak i obecna koalicja rządząca) potajemnie dążą do takiego rozwoju wypadków, bo chodzą na pasku Kijowa i uprawiają „politykę na kolanach” wobec Wołodymyra Zełenskiego, Berlina, Brukseli lub Waszyngtonu.