Sytuacja rządu Donalda Tuska jest nie do pozazdroszczenia. Od wielu dni pracuje on pod ostrzałem prezydenta Nawrockiego, ministra Przydacza oraz europosła Bielana. W Parlamencie Europejskim ostry atak w języku angielskim na Tuska przeprowadził europoseł Jaki. Chwilę później w przestrzeń powietrzną państwa rządzonego przez rząd Tuska wtargnęły z wrogimi zamiarami rosyjskie drony.
Akcję dronów szefowa UE nazwała prowokacją „bezmyślną i bezprecedensową”, Donald Trump zasugerował, że mogło dojść do jakiejś pomyłki, a niektórzy nie wykluczają, że Rosjanie stracili kontrolę nad maszynami na skutek awarii. Akcja Jakiego była równie bezmyślna, z tym że nie bezprecedensowa – europosłowie PiS opluwają za granicą Tuska i donoszą na niego od dawna.
Trudno jednak mówić o pomyłce, chyba że jest nią sam Jaki, który, nie wykluczam, że dodatkowo mógł ulec awarii skutkującej utratą kontroli nad tym, co mówi. Z kolei jednoczesna utrata kontroli przez Przydacza i Bielana jest mało prawdopodobna, dlatego według mnie w grę wchodzi tu raczej sabotaż lub prowokacja.
Kancelaria Prezydenta zarzuca rządowi, że jest leniwy, niszczy Polskę oraz zrzucił na Waszyngton ambasadora Klicha. Jako wypróbowany sojusznik Stanów Zjednoczonych Karol Nawrocki dzielnie broni Amerykę przed złym i oszukańczym Klichem. Dba o to, żeby Klich pod żadnym pozorem nie zbliżał się do Białego Domu, sam także nie utrzymuje z Klichem kontaktów dyplomatycznych i nie dopuszcza do tego, żeby Klich gdziekolwiek osobiście witał go lub żegnał.
Kancelaria wskazuje także na wojownicze działania ministra Sikorskiego, który naruszył przestrzeń Białego Domu, spotykając się w nim z jakimś wysokim urzędnikiem, a następnie wysyłając filmik sprzed budynku. Polacy, głosem Nawrockiego, ostro potępili ten incydent.