Obronimy się? Te manewry mogły być większe niż Zapad. Trzeba ćwiczyć, bo wojna ryje psychikę
W tych trudnych czasach większość z nas nurtuje pytanie: czy Polska obroni się w obliczu rosyjskiej napaści, podobnej do tej, z jaką zmaga się Ukraina? Są różne opinie, nagłówki, wypowiedzi. Jedni uspokajają, inni straszą brakami kadrowymi i spóźnieniami we wdrażaniu nowego sprzętu. Niektórzy wyobrażają sobie, że polska armia wciąż ma przestarzałe, postsowieckie uzbrojenie. A jak jest?
Dawno nie odwiedzałem żadnej jednostki wojsk lądowych, na które spadnie główny ciężar obrony. Ostatnio w 2010 r., a to nie był czas dobry dla wojska. Z jednej strony nic nie zapowiadało nadchodzącego zagrożenia, z drugiej kryzys gospodarczy zaowocował sporymi cięciami, rozwiązywano jednostki i niewielu się tym przejmowało. Żyliśmy ułudą, wojna plasowała się gdzieś między dawno minioną historią a opowieścią science fiction. Odwiedziłem później kilka razy poligony, ale niemal zawsze był to pokaz przeprawy przez rzekę. To niewiele mówi o wszechstronnej gotowości do obrony na lądzie.
Tym razem zaplanowano typowe ćwiczenie bitewne. Cała bitwa trwa z reguły wiele godzin lub dni, składa się z kolejnych epizodów i właśnie taki jeden, dwugodzinny, zademonstrowano. Był to – przyznajmy – pokaz dla gości, ale nawet z tego można wyciągnąć wiele niuansów.
Czytaj też: Żelazna Brama do odstraszania. Manewry, w których najciekawsze jest to, czego nie widać
Zaskoczenie
Na poligonie Orzysz pojawiamy się w ostatniej chwili i z rzecznikiem prasowym Dowództwa Generalnego SZ płk. Markiem Pawlakiem od razu jedziemy na pas taktyczny Wierzbiny, główną część Ośrodka Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych.