Kręta ścieżka
Kaczyński zgubił pierścień władzy. Widać kryzys. Autostrada do zwycięstwa zamieniła się w krętą dróżkę
W teorii pomysł dwudniowej konwencji programowej formacji walczącej o władzę jest sensowny. Partia może pokazać, że jest żywa intelektualnie, że przyciąga ciekawych ekspertów i ma pomysły, które można przekuć w projekty ustaw. Taki sygnał płynie do opinii publicznej.
Działacze dostają nieco dyskretniejszy komunikat: przegnamy rządzących, a wy wrócicie: do ministerstw, zarządów, rad nadzorczych, mediów publicznych, grantów i dotacji. To taka zbiorowa sesja terapeutyczna.
Biznes prywatny, lobbyści, piarowcy słyszą: warto się do nas zbliżyć, bo wkrótce znów będziemy rządzili. PiS na tym szczególnym polu nie ma silnej konkurencji. Koalicja Obywatelska przez długie lata sceptycznie podchodziła do idei, że partia powinna mieć program wyborczy, a pozostałe ugrupowania nie dysponują wystarczającymi zasobami, by podobną imprezę zorganizować.
W Międzynarodowym Centrum Konferencyjnym było 130 debat, kilkuset panelistów i parę tysięcy widzów. Wynajęcie MCK, oświetlenie, nagłośnienie, transmisje internetowe, catering, ochrona, wydanie książki – to jest minimum kilkaset tysięcy złotych, a mogło wyjść w okolicach miliona. I to nie były najlepiej wydane pieniądze w historii PiS.
Po pierwsze, Jarosława Kaczyńskiego zawiodło wyczucie czasu. Pomysł konwencji pojawił się parę miesięcy temu; wówczas mogło się wydawać, że zwycięstwo Karola Nawrockiego da PiS rozpęd, że jesienią obóz rządowy będzie w ciężkim kryzysie, a może nawet zamajaczą jakieś przyspieszone wybory. Nic z tych rzeczy – i to się dało wyczuć w salach i korytarzach MCK. Brakowało emocji.
Po drugie, PiS nie wykorzystał katowickiej konwencji, by sprzedać opinii publicznej dwa–trzy jasne postulaty. Czy PiS chce waloryzować co roku 800 plus? Czy chce dawać bon mieszkaniowy na 100 tys.