„Cicho, cicho, świnko” – rzucił prezydent USA do reporterki Bloomberga Catherine Lucey. Bo pytała go o mail Epsteina, w którym handlarz żywym towarem stwierdził, że Trump „wiedział o dziewczynach”. Żadnego potępienia. Świat uznał, że 47. prezydent USA tak ma. Prostactwo wpisano w naturę urzędu. Wzruszenie ramion zamiast konsekwencji. To nie przypadek, to metoda.
Miss Universe Alicia Machado zeznała, że Trump nazwał ją kiedyś „Miss Piggy”. Trump nie zaprzeczył. „Przybrała na wadze w dużej ilości” – tłumaczył w telewizji. Psy i konie też są na liście jego brudnych komplementów. Gail Collins z „The New York Times” twierdzi, że powiedział jej, że ma „twarz psa”. Stormy Daniels, aktorka filmów porno, która doprowadziła do skazania Trumpa, miała z kolei jego zdaniem „końską twarz”. Omarosa Manigault Newman, była współpracowniczka prezydenta, usłyszała od niego, że jest z marginesu społecznego, a poza tym jest psychopatką i paranoiczką. Kiedy upadają autorytety, chamstwo nie jest wadą. Jest walutą.
Świat przyjął to do wiadomości, bo „Trump tak ma”. Pięć lat temu Kevin Rudd, ówczesny premier Australii, napisał w mediach społecznościowych, że uważa go za „najbardziej destrukcyjnego” prezydenta w historii USA. Panowie spotkali się po latach w Białym Domu. Rudd, już jako ambasador w USA, usłyszał od Trumpa: „Nie lubię cię i pewnie nie polubię”. W czasie dopieszczania w Białym Domu władcy Arabii Saudyjskiej, księcia Mohammeda bin Salmana, Trump wypowiedział słowa, które aż trudno cytować: kiedy ABC News przycisnęło go w sprawie morderstwa Jamala Khashoggiego – dziennikarza poćwiartowanego piłą na zlecenie saudyjskiego księcia – Trump wzruszył ramionami: „Things happen”, zdarza się… Wszak nie wypada zawstydzać gościa pytaniami o takie sprawy.