Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Notatnik polityczny. Jak Konfederacja pod presją nie wytrzymała ciśnienia

Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak Adam Chełstowski / Forum
Wyjść do centrum w roli domyślnej partii sprzeciwiającej się duopolowi PO-PiS - to była skuteczna strategia Konfederacji. Ale formacja Mentzena i Bosaka właśnie zawróciła na skrajnie prawicowe podwórko, bredząc o polexicie i diabelskiej Ukrainie. Czego się przestraszyli i po co im ten zwrot?

Najpierw Sławomir Mentzen dokonał politycznego ojcobójstwa, odbierając partię Januszowi Korwin-Mikkemu, a później wraz z Krzysztofem Bosakiem bez żalu dali odejść z Konfederacji Grzegorzowi Braunowi. To nie była tylko personalna rozgrywka. I Mentzen, i Bosak zauważyli, że ich profil ideowy oraz poglądy, które głoszą, w wersji light coraz mocniej zakorzeniają się w centrum debaty publicznej. A starzy liderzy nie pozwalają im politycznie kapitalizować tego fenomenu, trzymając całą formację na wizerunkowym łańcuchu dziwaków, pieniaczy i rosyjskiej agentury wpływu. Więc skutecznie ich się pozbyli.

Zmęczenie wojną w Ukrainie. Co najmniej sceptycyzm wobec skali pomocy dla Ukrainy i ukraińskich uchodźczyń w Polsce. Coraz większe wymagania wobec Unii Europejskiej i niechęć wobec konstruowanych w Brukseli polityk dotyczących klimatu albo migracji. Wszystkie powyższe postawy społeczne wyszły z politycznej niszy i zaczęły być wyrażane również przez formacje konserwatywno-liberalnego centrum. Ale przy tak przesuniętej osi sporu to Konfederacja ma przewagę wiarygodności. Wystarczyło więc, żeby nieco zniuansowała przekaz i oczyściła szeregi z liderów budzących obrzydzenie lub strach w oczach centrowego elektoratu, by odbić się od prawej ściany, powoli zastępując rozsypującą się Trzecią Drogę w roli domyślnej „zdroworozsądkowej partii”, sprzeciwiającej się duopolowi PO-PiS w polskiej polityce i obiecującej pokoleniową zmianę.

Ta strategia przyniosła konfederatom oszałamiający sukces. Sławomir Mentzen jako kandydat na prezydenta nie tylko zalegitymizował się w przestrzeni medialnej jako „nieradykał” i „polityk tacy jak inni” (któż już dziś pamięta o słynnej „piątce Mentzena”?), ale również przebił większość szklanych sufitów, które kiedyś trzymały skrajną prawicę w przedziale poparcia w okolicach wyborczego progu.

Reklama