Po „obronie kościołów” podczas strajków kobiet i organizacji „straży narodowej” Robert Bąkiewicz w tym roku wyznaczył nowy cel: obronę polskich granic. Pierwszą demonstrację jego Ruch Obrony Granic zorganizował 8 marca w przygranicznych Słubicach. A 10 maja poprowadził ulicami Warszawy marsz przeciwko imigrantom. Sukcesu frekwencyjnego może nie było, ale brunatne marsze w kolejnych miastach Polski, w tym Krakowie czy Sopocie, sprawiały niepokojące wrażenie. Sam Bąkiewicz nie zapomina, że idea ideą, ale na końcu liczy się kasa, co zresztą wypominają mu inni narodowcy, z którymi się skłócił.
Niedawno ujawniono, że Narodowy Instytut Wolności domaga się od Bąkiewicza i jego stowarzyszenia zwrotu 383 tys. zł po wykryciu poważnych nieprawidłowości w rozliczeniach. „Wielokrotnie przestrzegaliśmy przed tym człowiekiem. Po kilku latach konsumowania rządowych dotacji pozostawił Stowarzyszenie Marsz Niepodległości z pustymi kontami, długami i ogromnymi zaniedbaniami księgowymi” – komentował Krzysztof Bosak. Teraz w Bąkiewicza inwestuje Nowogrodzka. Wystąpił na październikowej manifestacji PiS w Warszawie, gdzie wykrzykiwał o „chwastach, które trzeba z polskiej ziemi powyrywać”. Jego atutem według PiS jest to, że groźnie wygląda (a prezes docenia postawnych mężczyzn) i nie ma hamulców. Zresztą większość ludzi z jego ruchu to zarazem działacze partii Kaczyńskiego. Bąkiewicz ma pomóc Kaczyńskiemu dokooptować choć 2 proc. w wyborach w 2027 r. Ponoć ma za to obiecane dobre miejsce na listach PiS.