To było do przewidzenia, szczególnie jeśli ma się w pamięci historię wszystkich tych partyjnych bytów, które miały „zmienić oblicze” polskiej sceny politycznej, rozbić duopol, pokazać, że „inna polityka jest możliwa”. Projekt, który w samą nazwę miał wpisaną długofalową perspektywę – rok 2050 – może nawet nie dotrwać do 2030 r. Ostatnie sondaże dają partii Hołowni średnio 1,5 proc., a publicystom trudno sobie wyobrazić, co takiego musiałoby się stać, żeby po takim zjeździe i kompromitujących niekiedy wyskokach założyciela formacji udało się jej podźwignąć. Tym bardziej że zmiana szefostwa Polski 2050 też gładko nie przebiegnie, co więcej – może nawet skończyć się rozłamem. Bo chętnych do objęcia sterów rachitycznej sondażowo partii jest sporo. A wśród nich: Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, Michał Kobosko, Paulina Hennig-Kloska, Joanna Mucha i Ryszard Petru.
Samemu Hołowni najwyraźniej polska polityka już się znudziła albo wręcz obmierzła – wszak kolejny start w wyborach prezydenckich skończył się dla niego katastrofą; zdobył raptem 4,99 proc. głosów. Marzyło mu się prestiżowe stanowisko komisarza ONZ ds. uchodźców. Na to jednak dużych szans nie było, a pod koniec roku okazało się, że rolę tę pełnić będzie Irakijczyk Barham Ahmed Sali. Na pocieszenie Hołowni zostało piastowanie funkcji wicemarszałka Sejmu, bo laskę marszałkowską, zgodnie z umową koalicyjną, od listopada przejął Włodzimierz Czarzasty.