Pisowska kadrowa kosiarka w zasadzie wycięła wszystkich wysokich urzędników związanych z poprzednimi rządami. Pozostało jedynie trzech wiceministrów z czasu rządów SLD, a w centralnych urzędach dłuższy staż niż rząd PiS mają jedynie: prof. Jerzy Niewodniczański – od 1992 r. prezes Państwowej Agencji Atomistyki, Tomasz Czajkowski – od grudnia 2001 r. prezes Urzędu Zamówień Publicznych i dr Alicja Adamczak – od lipca 2002 r. prezes Urzędu Patentowego RP. Reszta szefów urzędów, służb i inspekcji oraz wojewodowie pochodzą już z nowego rozdania.
Najwyższe stanowiska obsadzili najwierniejsi działacze i często też przyjaciele braci Kaczyńskich – z zakonu PC – jak ich określa były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Niektórzy z Lechem Kaczyńskim, zawodowo i towarzysko, związali się już na Uniwersytecie Gdańskim, w Komisji Krajowej Solidarności czy w Kancelarii Prezydenta za prezydentury Lecha Wałęsy. Potem razem z nim pracowali w Najwyższej Izbie Kontroli, Ministerstwie Sprawiedliwości i warszawskim ratuszu, poszerzając już poprzez swoich podwładnych kadrowy krąg. Jarosław Kaczyński miał za kadrowe zaplecze PC oraz PiS z poprzedniej kadencji Sejmu.
Urzędy, którymi kierował Lech, i niektóre pomniejsze, które lewica nie do końca „opanowała” podczas swoich rządów (jak np. Urząd Służby Cywilnej), stały się kadrowymi przechowalniami dla osób związanych z prawicą. W czasie politycznej dla nich dekoniunktury na pracę mogli tam liczyć wyrotowani funkcjonariusze UOP, pracownicy Wydziału Studiów z czasów, kiedy szefem MSW był Antoni Macierewicz, byli funkcjonariusze Głównego Inspektoratu Celnego czy wywiadu skarbowego.
Kadrowym zapleczem PiS stały się też niektóre stowarzyszenia. Działacze założonego przez obecnego ministra Jana Szyszkę Stowarzyszenia na rzecz Ekorozwoju objęli ważne stanowiska związane z funduszami i ochroną środowiska.