Skojarzenie z pierwszym naczelnym „Gazety Wyborczej” w rozmowach o szefie „Krytyki” powraca nieustannie. Sam Sierakowski chętnie podkreśla swoją z nim zażyłość. Fot. Leszek Zych
Jedyne, czego Sławomir Sierakowski wstydzi się w związku z opisaną przez „Dziennik” rozmową z Wojciechem Olejniczakiem, szefem SLD, zwieńczoną zerwaniem koalicji z Partią Demokratyczną, to fakt, że odbyła się w warszawskiej kafejce Szparka. – Bo to knajpa dla bogaczy – rzuca, zaciągając się papierosem. Bardziej dotknęła Sierakowskiego kolejna informacja „Dziennika” – o rozsyłanym przez Włodzimierza Czarzastego do kolegów z SLD esemesie z prześmiewczą sugestią, iż to 28-letni szef „Krytyki Politycznej” w rzeczywistości rozdaje dziś w Sojuszu karty.
Ci, którzy go znają, sądzą, że trochę się wystraszył. – Nie po to zapieprzamy tu dzień i noc nad wydawaniem książek, organizowaniem spotkań w całej Polsce, żeby robić z nas spin-doktorów. Sierakowski wpycha niedopałek między pionowo ściśnięte już filtry w popielniczce na zawalonym papierami biurku.
Jedynym względnie pustym miejscem w pokoju jest narożna sofa, na której Sierakowski sypia, gdy nie ma siły przejść do mieszkania po drugiej stronie ulicy. Pokój to część siedziby „Krytyki Politycznej” przy ul. Chmielnej – REDakcji – okrzykniętej jednym z najmodniejszych miejsc Warszawy.
Miejsce na język
Sławomir Sierakowski na wiązanie swojej działalności z SLD reaguje nerwowo, bo projekt, który tworzy, ma żyć dłużej niż którakolwiek partia.