Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Długi marsz na Pekin

Obrońcy praw człowieka uczynili z Tybetu i pekińskiej olimpiady potężne oręże przeciwko reżimowi dławiącemu wolność w Chinach.

Zamieszki wokół sztafety niosącej po całym świecie płomień olimpijski przybrały formę, jak na erę globalizacji przystało, globalną. Po Londynie i Paryżu nowe akcje szykują się w San Francisco. Aktywiści protestują przeciwko organizacji olimpiady przez kraj mający za nic prawa człowieka i de facto eksterminujący systematycznie od lat tybetańską kulturę i tybetańskie społeczeństwo.

Tybet jest jednak wyłącznie pretekstem, gdyż chodzi również o trzymanych przez komunistyczne władze w żelaznym uścisku samych Chińczyków. Nawet przed dotarciem ognia olimpijskiego do San Francisco, Golden Gate obwieszony czarnymi olipijskimi flagami stał się nowy symbolem walki o bojkot tych igrzysk. A MKOl już zapowiedział, że dalszy ciąg sztafety przez Buenos Aires, Pakistan, Indie, Indonezję, Australię, Japonię i Hong Kong nie będzie wstrzymany. Dalszy ciąg sztafety zapowiada się więc na światowe antychińskie widowisko na życzenie samych komunistycznych władz Chin.

Zwarcie między aktywistami i Pekinem przekształca się w konflikt między tymi pierwszymi a MKOl, współpracującym ściśle z Chińczykami. Błąd przyznania olimpiady Chinom spoczywa wyłącznie na barakch Komitetu i jego szefów. Po poniedziałkowych demonstracjach i zmieszkach w trakcie sztafety olimpijskiej w Paryżu coraz głośniejsze są nad Sekwaną głosy, że należy tenże MKOl odkurzyć.

Znana z kontrowersyjnych wypowiedzi była mistrzyni olimpijska w narciarstiwe Marielle Goitschel (dziś ponad 60-letnia) twierdzi, że olimipiadę powinni organizować sami sportowcy, a nie dziłacze MKOl. To oczywiście wizja tyleż naiwna, co niemożliwa do spełnienia. MKOl to ogromna machina i fabryka pieniędzy, która nie odda swych aktywów. Niemniej jednak takie pomysły muszą wpłynąć na postawy członków Komitetu.

Reklama