O wadze rozmów zaplanowanych od dawna na kwiecień może świadczyć fakt, że miał w nich uczestniczyć również premier François Fillon i kilku francuskich ministrów. Odwołanie spotkania dyplomatycznego na tym szczeblu, i to niemal w ostatniej chwili, jest rzadkością i stawia polską politykę zagraniczną w bardzo złym świetle.
Francja, od pierwszego lipca przejmuje na pół roku przewodnictwo w UE. Sam Sarkozy chce owe 6 miesięcy wykorzystać jak najpełniej dla przywrócenia sensu i celu istnienia Unii. Francuski prezydent uwielbia spektakularne przedsięwzięcia. Chciałby więc, by jego przewodnictwo zapisało się w historii UE jako niezwykłe wydarzenie, tym bardziej, że w polityce wewnętrznej ma złą passę. Do nowej roli szykuje się już od dawna m.in. odbywając z wielką pompą oficjalne wizyty. Jak choćby ta ostatnia, w Londynie, już uznana za przełomową dla przyszłości Unii. Chodzi o wciągnięcie sceptycznie nastawionej do spraw unijnej integracji Wielkiej Brytanii do europejskiego "twardego jądra" wraz z Francją i Niemcami.
Wizyta Sarkozy'ego w Polsce może być dla nas niepowtarzalną okazją do uplasowania się bliżej owego "jądra". Ale przeszkód ku takiemu rozwojowi sytuacji nie brakuje. Polska polityka zagraniczna jest niespójna i niepewna ze względu na tarcia między Pałacem Namiestnikowskim i Pałacem Rady Ministrów. Nieudana kohabitacja Tuska i Kaczyńskiego podobnie jak i nieskrywana wrogość prezydenta do Rosji i Niemiec sprawiają, że europejscy partnerzy muszą dwa razy pomyśleć, zanim zaczną wciągać polską dyplomację do zakulisowych gier.
Właśnie teraz, gdy Francja szuka sojuszników do takich rozgrywek powstała dla Polski idealna wprost sytuacja zagrania pierwszych, no może drugich, skrzypiec.