Cztery tygodnie temu nieoficjalnie ujawniono: kontrola potwierdziła, iż nielegalnie podsłuchiwano dziennikarzy (w tym niżej podpisanego) i za dwa dni do prokuratury zostanie skierowany wniosek o ściganie m.in. byłego szefa CBŚ Jarosława Marca. Czas płynie, a żaden wniosek do prokuratury nie wpłynął. Co pewien czas na światło dzienne wyciągane są za to kolejne sensacje stawiające Jarosława Marca w nieciekawym świetle. A to, że przed laty współpracował za łapówki z przestępcami z Koszalina. A to, że ustawiał przetarg na samochody dla CBŚ. A to, że naginał prawo prowadząc tajne operacje o kryptonimach „Cele” i „Doradca”. Ataki nasiliły się nomen omen w marcu, bo wtedy pojawił się news, że Jarosław Marzec wrócił do pracy w policji. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wokół Marca toczy się jakaś gra, że dziennikarzom podsuwane są „kwity” mające skompromitować byłego szefa CBŚ.
Kto się boi inspektora?
Ponad miesiąc trwały próby uzyskania w Komendzie Głównej Policji zgody na rozmowę z inspektorem Jarosławem Marcem. W przypadku funkcjonariusza to obligatoryjny wymóg. Rzecznik KGP długo zwlekał z odpowiedzią, wreszcie, czego nie ukrywał, z dużą niechęcią, ale zgodę wyraził.
Marzec po odwołaniu z funkcji dyrektora CBŚ został przydzielony do tzw. grupy stanowisk tymczasowych, co oznacza, że nadal bierze pensję dyrektorską, ale nie ma określonych obowiązków. Za zgodą przełożonych wrócił do Gdańska, gdzie wcześniej był naczelnikiem tutejszego zarządu CBŚ. Ma swój pokój w Komendzie Wojewódzkiej i zajmuje się doradzaniem młodszym kolegom z pionu kryminalnego, a także merytoryczną pomocą grupie zwanej Archiwum X (niewyjaśnione sprawy z przeszłości). Przez 29 lat pracy w policji wspinał się po drabinie awansów. Uważano go za speca od dużych spraw kryminalnych.