Kilka lat temu autonomistami zajmował się Urząd Ochrony Państwa (tytuł niedawnej konferencji: „Przejawy separatyzmu na Górnym Śląsku”). Od 2004 r. na czele RAŚ stoi Jerzy Gorzelik, rocznik 1968. Wcześniej ruchem kierowali ludzie pamiętający przedwojenną autonomię. Ślązacy z krwi i kości. – Jestem Ślązakiem, bo jestem stąd – mówi Gorzelik. Właśnie ta deklaracja stała się powodem narodowej troski o polską rację stanu na Śląsku. Pod kierownictwem Gorzelika zmieniono w statucie RAŚ definicję Ślązaka. Wcześniej autonomiści odwoływali się do wielopokoleniowych korzeni. Teraz RAŚ liczy prawie 7 tys. członków i przyjmowani są wszyscy, którzy akceptują statut ruchu. Przewodniczący zaprasza dominującą na Śląsku polską ludność napływową. Miszungów i krojcoków, jak się nazywa pokolenia z małżeństw mieszanych; krzoków, którzy za pracą przywędrowali tu z różnych regionów kraju i zapuścili korzenie. Przyciąga zdeklarowanych Niemców i Ślązaków skłaniających się ku niemieckości.
– Czy to jest groźne dla Polski? – pyta retorycznie Gorzelik. Jest zniesmaczony dyskusją o separatyzmie na Górnym Śląsku. – Generalnie nie odróżniano separatyzmu od autonomii – zauważa.
Przedwojenna autonomia
Niedawno katowicki sąd zarejestrował ugrupowanie Śląski Ruch Separatystyczny. – Traktowałem to jako żart, dopóki nie sprawdziłem, że taka organizacja w Polsce powstała – mówi Gorzelik. Przypomina, że ten sam sąd odmówił rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej, ponieważ dopatrzył się w tej inicjatywie podtekstów politycznych. – A ruch separatystyczny, który z definicji ma dążyć do oderwania od państwa, jest w porządku? – ironizuje.
Związany z PO działacz samorządowy mówi, że był zaskoczony rejestracją separatystów. – Wprawdzie to kanapowe ugrupowanie, ale gdybym nie znał założycieli, pomyślałbym, że taką firmę stworzyły służby specjalne, żeby mieć na widelcu tych, którzy chcą rozkawałkować kraj – przyznaje.
Co do Gorzelika: – Nie podoba mi się, że ostentacyjnie dystansuje się od kraju, bo dla niego Polska to „ta Polska” lub „wasza Polska”, ale to chyba sposób na polityczne istnienie w Europie – ocenia samorządowiec. – Nie spodziewam się, aby na krajowej scenie wywoływał burdy, ale z pewnością rozpoczął długi marsz ku autonomii. Choć na razie uspokaja, że zależy mu jedynie na wyższym stopniu samorządności.
Jerzy Gorzelik – historyk sztuki, magisterium na Uniwersytecie Jagiellońskim, doktorat na Uniwersytecie Wrocławskim, pracuje w Zakładzie Historii Sztuki Uniwersytetu Śląskiego. Uważany jest za jednego z najwybitniejszych znawców śląskiego baroku. Wstąpił do RAŚ w 1996 r. Wcześniej związany był z Solidarnością Walczącą i Ligą Republikańską. Na studiach w Krakowie założył Śląski Związek Akademicki – to dzisiaj pierwsza kadrowa ruchu.
Autonomiści żyli do tego czasu przedwojenną legendą, marzyli o odtworzeniu świata, który pamiętali: w latach 1922–1939 Śląsk miał swój sejm i skarb, a niewielkie województwo dawało ok. 46 proc. polskiego PKB. Tylko co dziesiątą wytworzoną tu złotówkę przekazywano Warszawie. Śląsk mógł samodzielnie zaciągać pożyczki zagraniczne i sam udzielał pożyczek rządowi. Był bogaty, szczególnie na tle reszty kraju. Autonomię oficjalnie zniesiono w 1945 r. dekretem KRN (w 1939 r. zlikwidował ją Hitler). Przedwojennej legendy nie wystarczyło jednak autonomistom na pokonanie progu do parlamentu, choć w wyborach do Senatu działacze RAŚ zbierali po 100 tys. głosów.
Przedwojenna autonomia miała swoje uzasadnienie polityczne (o Górny Śląsk rywalizowaliśmy z Niemcami, które proponowały regionowi podobny status), gospodarcze, etniczne, kulturowe i historyczne (Śląsk przez niemal siedem wieków był poza państwowością polską). Lata PRL zamazały większość różnic między Śląskiem a krajem. Znikł jeden z podmiotów autonomii – rdzenni Ślązacy, którzy stali się mniejszością. Gorzelik zrozumiał, że po raz drugi nie da się wejść do tej samej rzeki.
W 1997 r. Gorzelik stanął na czele Związku Ludności Narodowości Śląskiej. Do koncepcji narodowości przekonał starych działaczy RAŚ, stąd przez kilka lat cała energia autonomistów skupiała się na zarejestrowaniu związku i uznaniu istnienia narodu śląskiego. Kiedy dowiedział się o tym Tadeusz Kijonka, znany poeta, redaktor naczelny miesięcznika „Śląsk”, powiedział, że dziadek Gorzelika – portret Zdzisława Hierowskiego wisi w redakcji – w grobie się przewraca. Dziadek ze strony matki urodził się w Przemyślu, na Śląsk przyjechał z rodzicami w 1922 r. w ramach akcji polonizacyjnej. W Krakowie ukończył polonistykę, w Katowicach zajmował się krytyką i historią literatury. Fascynował go polski romantyzm.
Etniczny ruch polityczny
O takich jak on mówiono, że przynieśli na Śląsk kaganek oświaty. Hierowski uważał, że Śląsk jest polski, ale przez wieki został zniemczony. Należał do nacjonalistycznego Obozu Narodowo-Radykalnego, który zwalczał niemieckość i tendencje autonomiczne. – A w czasie wojny związany był z Narodowymi Siłami Zbrojnymi – dodaje Gorzelik. Przedwojenne działania dziadka traktuje jak narzucanie Ślązakom wartości, z jakimi mieli niewiele wspólnego. Daleko spadło jabłko od jabłoni: – Dziadka ze strony matki nie pamiętam, a w moim rodzinnym domu nigdy nie pachniało polskim nacjonalizmem – wspomina. Misję dziadka tak ocenił w „Gazecie Wyborczej”: „Polski system oświaty to indoktrynacja. Ślązaków polonizowano, wmawiano nam, że mamy inną ojczyznę. Śmieszy mnie, gdy słyszę, że inteligenci, którzy tutaj przyjeżdżali, nieśli kaganek oświaty. Kultura zaczyna się od czystych ubikacji, a z tym na Śląsku nie było kłopotów”. – To ta ziemia wydała 11 noblistów – lubi podkreślać Gorzelik.
Matka Jerzego Gorzelika urodziła się na Górnym Śląsku. Ojciec, również Jerzy, miał pokoleniowe śląskie korzenie: jeden z jego dziadków był powstańcem, drugi – komisarzem plebiscytowym. Parli do Polski. Za to bracia komisarza głosowali za Śląskiem niemieckim. Ojciec był polskim oficerem, w 1939 r. trafił do niemieckiej niewoli, z której uciekł. Był członkiem Związku Walki Zbrojnej, więźniem Auschwitz i Dachau. Po wojnie dwa lata spędził w więzieniu za szkalowanie władz PRL. – Rodzinny dom przesiąknięty był śląskością i gniewem wobec tego, co komuniści po wojnie zrobili z Górnym Śląskiem – wspomina Gorzelik.
Piotr Spyra, członek zarządu województwa śląskiego, mówi, że w osobie Gorzelika objawił się nacjonalizm śląski. Zna Gorzelika jeszcze z manifestacji antykomunistycznych, w których uczestniczył jako członek NZS. W jego rodzinie także na pierwszym miejscu stawiano walkę z systemem. – Jestem Ślązakiem, co oznacza, że jestem Polakiem – podkreśla swój wybór. I wszystkich tych, którzy identyfikują się z Polską.
Spyra, politolog, rówieśnik Gorzelika, jest dzisiaj jednym z najostrzejszych recenzentów jego działań. W odpowiedzi na inicjatywę powołania narodu śląskiego stworzył Ruch Obywatelski Polski Śląsk. Wybór Spyry pokazuje, jak bardzo poplątane są śląskie losy. I jak mało z tego reszta kraju rozumie. Rodzina Spyry od pokoleń związana jest ze Śląskiem Górnym i Cieszyńskim. Dwóch jego wujków zginęło w niemieckich mundurach pod Stalingradem. Ale dziadek – nauczyciel, pierwszy inteligent w rodzinie, nie podpisał volkslisty. – Wojnę spędził w kilku obozach koncentracyjnych, cudem ocalał.
Spyra uważa, że działalność RAŚ, ZLNŚ i kilku innych organizacji śląskich wpisuje się w tzw. ruch ślązakowski, który dążył przed wojną do uzyskania przez Śląsk państwowości. Wtedy ze śląskości czerpano inspiracje polityczne do osiągnięcia tego celu. – Był taki czas, że RAŚ otwarcie głosił hasła separatystyczne, choć jak Jerzy Gorzelik został szefem autonomistów, to przynajmniej publicznie kierunek ten został wyciszony. Dostrzega jednak ponowną radykalizację ślązakowskich ugrupowań.
Spyry nie razi to, iż Gorzelik pojęcie autonomii próbuje przekuć w mniej kontrowersyjną większą samorządność dla Śląska (i innych regionów). – Tu się zgadzamy, bo reforma samorządowa zatrzymała się w pół kroku. Wytyka za to Gorzelikowi karygodny błąd: uruchomienie procesu narodowotwórczego. Dzisiaj nie sposób przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie ten etniczny ruch polityczny.
Wojna o naród
Sprawa zarejestrowania związku narodowości śląskiej zakończyła się w Strasburgu – europejskie trybunały dwukrotnie przyznały rację polskim sądom, uznając, że rejestracja związku ma kontekst polityczny, konkretnie – wyborczy.
Sam Gorzelik nie uważa, aby proces rejestracji narodowego związku zakończył się klęską. Choć od 2004 r. nie stoi już na czele związku – zastąpił go Andrzej Roczniok – nadal wspiera uznanie narodu śląskiego. Ale, mówi, nie ze wszystkimi działaniami obecnych władz mu po drodze. Tak było z apelem Rocznioka do władz polskich o uznanie niepodległości Abchazji i Osetii Południowej. Tym samym Roczniok pochwalił rosyjską inwazję na Gruzję. – Odcięliśmy się od tej niepoważnej deklaracji, ale część odium spadła na nas – przyznaje Gorzelik.
Proces rejestracji narodu, choć nieudany, wywołał publiczną dyskusję – na Śląsku, w kraju i Europie – o pojęciu narodu. Powstanie narodu to długotrwały proces rozłożony na wieki, uwarunkowany językiem, historią, kulturą i miejscem na ziemi – przekonywała prof. Dorota Simonides. A jako rdzenna Ślązaczka pytała: „Do czego Ślązakom potrzebna jest narodowość?”.
Podstawowym kryterium narodowości jest subiektywne odczucie danej osoby, która wie, z jaką grupą się identyfikuje – ripostował Gorzelik. Narodowość nie jest zapisana w genach. Uważa, że w dzisiejszych czasach narody mogą tworzyć się błyskawicznie, np. wokół jakiejś idei. – Nam chodzi o naprawę Górnego Śląska. Zbulwersował wszystkich przypomnieniem słynnego powiedzenia brytyjskiego premiera Lloyda George’a, który sprzeciwiał się przyznaniu Górnego Śląska Polsce: dać Polsce Śląsk to jak dać małpie zegarek. – Po latach widać, że małpa ten zegarek zepsuła – dopowiedział Gorzelik.
Nie żałuje takich porównań. – To była tylko diagnoza stanu cywilizacyjnego Górnego Śląska – twierdzi. Dodaje, że PRL dewastował Śląsk z premedytacją, a dzisiejszej Rzeczpospolitej zarzuca grzech zaniechania i niegospodarności.
Kiedy wrócił ze Strasburga, gdzie walczył o narodowość śląską, zarzucono mu zdradę ojczyzny. W świat poszła jego reakcja: „Jestem Ślązakiem, nie Polakiem. Moja ojczyzna to Górny Śląsk. Nic Polsce nie przyrzekałem, więc jej nie zdradziłem. Państwo zwane Rzeczpospolitą Polską, którego jestem obywatelem, odmówiło mi prawa do samookreślenia. I dlatego nie czuję się zobowiązany do lojalności wobec tego państwa”. Tych słów również nie żałuje.
Nagłaśniane w Polsce i Europie próby powołania narodu śląskiego spowodowały, że w spisie narodowościowym pojawiła się, ku zaskoczeniu, największa, choć nieuznawana, mniejszość narodowa w Polsce. Ponad 173 tys. osób zadeklarowało narodowość śląską. – Naród śląski istnieje i nie zmienią tego faktu żadne wyroki – zapewnia przewodniczący RAŚ. – Najważniejsze, że obudziliśmy Ślązaków z letargu.
Ów naród, choć to tylko kropla w morzu współczesnego Śląska, to argument autonomistów. – RAŚ zmienił taktykę – uważa Piotr Spyra. – Punktem odniesienia w osiągnięciu celów nie jest już Warszawa, ale Bruksela. Zdaniem Spyry, można już dostrzec próby umiędzynarodowienia sprawy Śląska, stworzenia z niej europejskiego problemu. – Swojej szansy szukają w dłuższym wymiarze – w przyszłej federalizacji Europy, a w krótszym – w zdobyciu mocnej pozycji w śląskich samorządach.
Głos z tygla
RAŚ został przyjęty do Wolnego Sojuszu Europejskiego, skupiającego narody bez państw, ale dążące do autonomii lub separatyzmu. – Sojusz grupuje organizacje, które widzą potrzebę innego zorganizowania Europy – wyjaśnia Gorzelik. RAŚ współpracuje z Baskijską Partią Narodową, której działacze pomagają w zatrudnianiu śląskich górników w Hiszpanii. Mówi, że nikt na siłę nie umiędzynarodawia sprawy Śląska, choć RAŚ bierze udział w dyskusjach o wizji Europy. – Skoro mamy Brukselę, po co nam Londyn czy Madryt? – pytają Szkoci i Baskijczycy. RAŚ na Śląsku w swej pracy u postaw pielęgnuje pomniki techniki przemysłowej i przygotowuje listę śląskich zabytków, które wywieziono stąd w trakcie wojennej zwieruchy i później. W ubiegłym roku pod hasłem „Nie boimy się faszystów!” autonomiści zaczęli się opiekować cmentarzami żydowskimi.
– Chcemy pokazać, że sprzeciwiamy się wszystkim, którzy zaprzeczają wielokulturowemu Śląskowi – mówi Gorzelik. Ale kiedy już ręce składają się do braw, Gorzelik żąda zmian granic wojewódzkich, żeby w jeden organizm połączyć Górny Śląsk i dzisiejszą Opolszczyznę, bo jego zdaniem Górny Śląsk musi wrócić do historycznych granic.
Ale w historycznych granicach dominuje dziś ludność napływowa. – Śląskość to nie tylko korzenie, to też utożsamianie się z ziemią: jestem stąd, więc jestem Ślązakiem – odpowiada Gorzelik. – Jestem stąd, więc jestem Polakiem! – ripostuje Spyra. – Ale nie puszczałbym mimo uszu haseł o Śląsku dla Ślązaków – dodaje. Polska nie powinna bać się Śląska, ale jak Warszawa nie zainteresuje się głębiej problemem śląskiej tożsamości, to z tego tygla dochodzić będzie tylko jeden głos – Ruchu Autonomii Śląska.