Kwestia wyboru nowego prezesa PZPN, organizacji skompromitowanej wieloletnim tolerowaniem korupcji, zwłaszcza w rozgrywkach ligowych, rozpaliła ostatnio wyobraźnię i wywołała niemal takie emocje, jak wybory parlamentarne. Wszelkie nadzieje na odnowę wzięły jednak w łeb, bo - zgodnie z przewidywaniami pesymistów - stanowisko prezesa objął Grzegorz Lato.
Znakomity ongiś piłkarz, który 104 razy występował w reprezentacji Polski i strzelił w naszych barwach 45 bramek, od początku kampanii wyborczej kojarzony był z dawnym układem, kierującym polskim futbolem. Lato wygrał w już w pierwszej turze głosowania, uzyskując 57 głosów, przed Zdzisławem Kręciną - 36 wskazań, oraz Zbigniewem Bońkiem, który otrzymał zaledwie 19 głosów. To właśnie Boniek był nieoficjalnie rekomendowany przez Ministerstwo Sportu do objęcia funkcji prezesa, jako że wiązano z nim największe nadzieje na odnowę. Wyraźnie zaszkodziło ministerialnemu faworytowi poparcie prezesa Ukraińskiej Federacji Futbolu Hryhorija Surkisa, który dość niezręcznie apelował z trybuny, aby nie wybierać Kręciny i głosować na Bońka. Honorowi goście nie zawsze przynoszą szczęście. Wybór Grzegorza Lato jest kolejną porażką władz państwowych, które za pośrednictwem Ministerstwa Sportu toczą wojnę z PZPN. Dodajmy - z mizernym skutkiem.
Być może nowe władze PZPN podejmą zdecydowane i energiczne działania w walce z korupcją i bandytyzmem na stadionach. Tego im, i sobie, szczerze życzymy. Nie ulega jednak wątpliwości, że wielu przedstawicieli nowego zarządu będzie musiało uporać się z kolejnymi zarzutami Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, która prowadzi, zataczające coraz szersze kręgi, dochodzenie w sprawie przekupstwa w naszym futbolu. To niewątpliwie będzie rzutowało na rozwój najpopularniejszego w Polsce sportu.
Pozostaniemy także z problemem, na ile władze państwowe mogą, i powinny, ingerować w samorządowe organizacje, uwikłane w naruszanie prawa. A zatem - w PZPN bez zmian i ciągle jesteśmy do tyłu!