Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Człowiek z krwi i kości

Obchody 25. rocznicy przyznania Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla stały się wielkim świętem Polski.

Jak już wiadomo, konkurs na scenariusz filmu o Solidarności przyniósł dość marne rezultaty. Agnieszka Holland, która zasiadała w jury, opowiadała niedawno w wywiadzie, że w niemal wszystkich pracach pojawiał się podobny schemat fabularny: dzielny opozycjonista przystępuje do nierównej walki z komuną, odnosi nawet jakieś sukcesy, ale wtedy wkracza ubecja i robi z niego regularnego agenta. Był przecież wyjątek - dodawała autorka „Gorączki" - i o nim należałoby zrobić film. Miała na myśli Lecha Wałęsę. Ale nie potrafiła już odpowiedzieć, kto taki film potrafiłby dzisiaj nakręcić.

Chyba jeszcze trudniej odpowiedzieć na pytanie, który Wałęsa powinien być bohaterem? Ten z lat 70., chłop po zawodówce szukający dla siebie miejsca w przemysłowym Gdańsku, całkiem samotny, bezbronny, który - może tak, a może nie? - stał się obiektem manipulacji służb specjalnych zaniepokojonych mirem, jakim cieszył się w robotniczym środowisku? Czy ten, który w 1980 r. potrafił dogadać się z emisariuszem „jak Polak z Polakiem", które to porozumienie otwierało trwający 18 miesięcy karnawał wolności. Czy może na ekranie powinien pojawić się pierwszy prezydent III RP wybrany w wolnych wyborach, w otoczeniu Mieczysława Wachowskiego i innych współpracowników dziś już zasłużenie zapomnianych?

Tak naprawdę Wałęsę niełatwo opisać w formie scenariusza jednego filmu. Nie przypadkiem nawet w Hollywood nie dali sobie rady z tym „tematem" (używając niezmiennie ulubionego terminu przewodniczącego). Bo tego życiorysu nie da się podzielić na odcinki, najlepiej jeszcze z datami: od - do Wałęsa był super, a w tych i w tych latach zawodził. Ale ciągle tak właśnie b. przewodniczącego Solidarności się ocenia.

Reklama