Organizatorzy - władze samorządowe Lwowa oraz Fundacja „Eko - Miłosierdzie" muszą sobie zdawać sprawę, jakie skojarzenia w Polsce, w środowisku Kresowian - ale nie tylko - wywołuje nazwisko Bandery. Bestialski mordy, popełniane na ludności polskiej, ogień, cierpienie, konanie w mękach to obraz działalności banderowców i ich zbrojnych oddziałów, Ukraińskiej Powstańczej Armii. W dodatku, co warte podkreślenia, UPA tworzyli głównie obywatele II RP narodowości ukraińskiej, którzy mordowali współziomków, obywateli Rzeczypospolitej narodowości polskiej. Dokonywali czystek etnicznych w sposób najbardziej krwawy. Ideologia, jaką się kierowali to skrajny nacjonalizm, nawet faszyzm. Banderowcy współpracowali też z hitlerowcami, w poszukiwaniu wsparcia dla nacjonalistycznej myśli. Jeśli dziś młodzieży uczestniczącej w rajdzie zakłada się koszulki z wizerunkiem Stefana Bandery, to w wielu Polakach musi budzić opór.
Jest też druga strona. Bandera walczył z Polakami i komunistami, walczył o niepodległą Ukrainę. Nawet na krótko w 1941 r. proklamował własne ukraińskie państwo, którego zresztą nikt na świecie nie uznał. A zwłaszcza Niemcy, którzy aresztowali Banderę i wywieźli do obozu Sachsenhausen, gdzie przebywał do 1945 r. To wystarczy, żeby dla Ukraińców z Zachodniej Ukrainy stał się legendą, żeby odwoływano się, sławiono bohaterstwo jego dowódców, stawiano im pomniki. Bandera urósł do roli symbolu, ważnego dla tożsamości narodowej Ukraińców. W czasach sowieckich jego kult był zabroniony, po wybuchu niezależności stał się niemal narodową świętością. Na Zachodniej Ukrainie wyrastają gęsto pomniki Bandery i jego watażków, Kłyma Sawura czy Tarasa Cuprynki. Byłam świadkiem owacji na stojąco, jaką w lwowskiej Operze zgotowano synowi banderowskiego dowódcy Romana Szuchewycza.