Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Kutz z piątej strony świata

Nowa książka Kazimierza Kutza (gwarą!)

Przemysław Jendroska / Agencja Gazeta
Kazimierzowi Kutzowi tak posmakowało pisanie, iż zarzeka się, że za kamerą już nie stanie.

Prezent, który Kazimierz Kutz dał nam w przededniu 81. urodzin (16 lutego – 100 lat i dłużej „Polityka” życzy!) otwiera się tak, po śląsku: „Odbiyt mi dekel, chyba mom ptoka i niy wiym, jak pisze się książka. Ida na to, ale niy byda chcioł nikogo zbawić ani za dużo fanzolić o złym losie. Łon, tyn los, jeździ po swoich szynach i mogymy mu kole rzici luft plompać”.

Ten podarunek to debiutancka powieść "Piąta strona świata". Piąta strona – to Szopienice, miejsce urodzenia, dzielnica zawieszona między Katowicami i Mysłowicami. Rzeczką Brynicą graniczy z Sosnowcem. To najważniejsza granica w życiu autora. To z zza niej miały spaść na jego Śląsk nieszczęścia. To cały Kutza kosmos, o którym opowiada nam – wyręczając się narratorem – śląską gwarą i piekną polszczyzną.

"Piąta strona..." to saga kilku rodzin - z Kutza familią włącznie, zbudowana z prawdy i wyobraźni autora – wplątanych i zaplątanych niemal w całą historię XX wieku. Kiedy się debiutuje po 80–tce, to warto zapytać, kiedy Kutz zaczął przymierzać się do pisania? Okazuje się, że historia opowiedziana przez autora ma swoją... historię. Zaczęła się w 1967 r. Do tego czasu Kutz szedł jak burza – miał za sobą sześć filmów i siedem sztuk teatralnych. I nagle stanął po ścianą.

– To był kryzys chłopca, któremu zbyt dobrze i szybko wszystko się powiodło – mówi. Kryzys warszawski. Był hołubiony przez środowisko, przylgnął do pisarzy, którzy zawsze go fascynowali, zaczął lekko żyć: - Lenistwo, towarzystwo, romanse, spatify, alkohol – wylicza. Niby coś robił, ale już bez artystycznego parcia i ambicji.

Z tej zapaści wyciągnął go starszy brat Henryk. Jego los, jak i tysięcy Ślązaków, podobny był do losu książkowego Alojza, jednego z bohaterów.

Reklama