W 1948 r. ruszyła najsłynniejsza audycja Radia Luksemburg nadawana po angielsku co tydzień w niedziele o godz. 23 – „Top Twenty”, lista przebojów. Pierwszymi prezenterami „Top Twenty” byli Teddy Johnstone i Pete Murray, którzy dzięki temu zyskali status gwiazd radiowych. Nie od razu lista stała się audycją kultową – to przyszło dopiero w drugiej połowie lat 50., kiedy zachodnioeuropejski show-biznes, wzorem swojego amerykańskiego odpowiednika, uznał fakt istnienia kultury młodzieżowej.
Luxy na sprężynach
„A w sobotnią noc/Był Luksemburg, chata, szkło/Jakże się chciało żyć!” – słyszymy w słynnym przeboju „Autobiografia” zespołu Perfect. Bohater tej piosenki napisanej przez Bogdana Olewicza, a skomponowanej przez Zbigniewa Hołdysa, urodził się ok. 1945 r. – miał 10 lat, gdy świat usłyszał o Elvisie Presleyu. Zacytowany fragment o Radiu Luksemburg dotyczyłby, zgodnie z chronologią tekstu, lat 1956–60. Faktycznie wtedy anglojęzyczne Luxy zaczęło zyskiwać ogromną popularność w naszej części Europy.
Mówi dziennikarz radiowy Jan Chojnacki: – Moje pierwsze kontakty z Radiem Luksemburg przypadły na lata 1958–59. Audycji słuchałem na bakelitowym radioodbiorniku Pionier, a za dodatkową antenę służyły mi sprężyny tapczana-półki, który stawiałem w pionie i łączyłem te jego sprężyny z odbiornikiem.
Miał dzięki temu najlepszy odbiór na całym Żoliborzu. Na tyle dobry, że można było przegrywć muzykę na magnetofon. Uwaga, młodzi: płyt z tamtą muzyką, rzecz jasna, na polskim rynku nie było. Uchodziły za rarytas przemycany z Zachodu. Nie puszczano ich także w polskim radiu. Chojnacki z tamtego okresu najlepiej chyba pamięta audycje „Top Twenty” prowadzone przez Barry’ego Alldisa. Nawiasem mówiąc prezenterzy, czyli didżeje Radia Luksemburg, byli tak samo ważni jak wykonawcy piosenek. Alldis, Jimmy Saville, Allan Freeman, Ray Orchard byli gwiazdami na podobnej zasadzie co Cliff Richard, Roy Orbison czy nieco później Beatlesi.
Młody Janek Chojnacki założył wówczas specjalny kajecik, w którym rejestrował kolejne notowania listy Radia Luksemburg. Na bieżąco porównywał je z opartą na danych New Musical Express listą prowadzoną przez Romana Waschko w „Sztandarze Młodych” i okazywało się, że ta z Radia była zawsze bardziej aktualna. Chojnacki nie ma wątpliwości, że słynna rozgłośnia dla tych, którzy dziś mają 60, 65 lat, jest nader ważnym symbolem pokoleniowej identyfikacji.
Wojciech Mann, kolega Chojnackiego i jego rówieśnik (rocznik 1948), zaczął słuchać Radia Luksemburg na początku lat 60. – Byłem wtedy w liceum – wspomina. – Słuchaliśmy tego radia nałogowo. To było dla mnie i moich kolegów jedyne w zasadzie źródło prawdziwej muzyki, czyli rock’n’rolla i jego różnych odmian. Zdaje się, że to tam pierwszy raz w życiu usłyszałem Beatlesów, no i przede wszystkim zetknąłem się po raz pierwszy z wcześniej zupełnie nieznaną estetyką radia muzycznego.
Ta nieznana estetyka to przebojowe dżingle emitowane co jakiś czas, by słuchacz nie miał wątpliwości, jakiego radia słucha, oraz dynamiczny, typowo didżejski sposób zapowiadania piosenek – wszystko to stacja wprowadziła właśnie w 1960 r., by przywiązać do siebie modnych odbiorców.
Mann przyznaje, że on i krąg jego znajomych wchłaniali bezkrytycznie wszystko, co znalazło się na antenie. Na początku nie zauważali nawet, że Luxy stawia głównie na artystów brytyjskich, zaś amerykańskiego rocka podaje niejako z drugiej ręki. Jan Chojnacki, który od lat jest jednym z najbardziej kompetentnych polskich ekspertów w dziedzinie bluesa, dopiero po wielu latach słuchania Luksemburga odkrył, że amerykański pierwowzór nie tylko bluesowy, ale i rockowy znajdował się w ofercie tej rozgłośni zawsze na drugim planie. Mimo to regularny słuchacz Luksemburga, jeśli miał podstawy angielskiego i jako tako rozumiał, co słychać z głośnika, dysponował wiedzą muzyczną większą od większości ówczesnych polskich dziennikarzy piszących o muzyce młodzieżowej.
Nawiasem mówiąc polska prasa co chwila wykazywała się w tej materii osobliwymi gafami. Wojciech Mann nigdy nie zapomni, ile radości wśród znajomych fanów Luksemburga wywołał news „Panoramy Śląskiej” z późnych lat 60. Tygodnik na kolumnach poświęconych muzyce pop opublikował zdjęcie świetnie znanego słuchaczom Luksemburga angielskiego zespołu Dave Clark Five z opisem, że to Beatlesi, którzy właśnie postanowili poszerzyć swój skład i z kwartetu stali się kwintetem.
Wspomniany wcześniej współtwórca „Autobiografii” Perfectu Zbigniew Hołdys zaczął słuchać Luksemburga w 1963 r., kiedy miał 12 lat, ale, jak podkreśla, w wieku nastoletnim słuchał różnych audycji w różnych stacjach radiowych, także w Polskim Radiu, gdzie Rewię Piosenek prowadził Lucjan Kydryński. – To niezwykłe – mówi Hołdys – ale Beatlesów po raz pierwszy usłyszałem w programie Kydryńskiego. Było to nagranie z Paryskiej Olimpii. Najpierw śpiewała Ertha Kitt, a potem poleciało „She Loves You” Beatlesów.
Odkryciem młodego Hołdysa okazała się też muzyczna audycja... czeskiej Wolnej Europy. – To było w 1965 r., prezenter tej audycji Ludo Dvorsky puścił nową piosenkę Stonesów „Satisfaction”. Oniemiałem. Już wcześniej słyszał kilka kawałków Stonesów, ale dzięki audycji Dvorsky’ego stał się radykalnym fanem kapeli Jaggera i Richardsa.
Inwazja brytyjska
Hołdys, podobnie jak inni polscy słuchacze Luksemburga, zgadza się, że radio to było w latach 60. kopalnią wiedzy o muzyce. Ale przede wszystkim było nieocenionym źródłem muzyki najbardziej pożądanej przez młodych fanów. Szczególnie w latach 1964–69, kiedy brytyjski rock zdominował całą światową scenę pop. Amerykanie ze swojego punktu widzenia kojarzą ów czas z tak zwaną inwazją brytyjską. Chodzi o podbój młodej Ameryki przez brytyskie zespoły, czemu początek dało amerykańskie tournée Beatlesów w 1964 r., sukces singla „I Want To Hold Your Hand” i związana z tym wszystkim fala beatlemanii.
Po Beatlesach karierę za oceanem zaczęli robić The Animals, The Kinks, Dave Clark Five, The Rolling Stones, Manferd Mann, Joe Cocker, Arthur Brown. Interesujący paradoks: naśladowcy amerykańskiego rock’n’rolla przerośli swoich mistrzów i zawojowali ich ojczyznę.
Radio Luksemburg relacjonowało ów podbój na bieżąco. Alan Bailey, inżynier dźwięku i producent nagrań pracujący w rozłośni od 1958 do 1975 r., w książce „It Was Great – Radio Luxembourg” pisze, że okres inwazji brytyjskiej dał jego rozgłośni potężnego kopa i dodatkowo powiększył audytorium z państw komunistycznych. Organizowane regularnie pojedynki Beatlesów ze Stonesami wraz z ilustrowanymi muzyką informacjami o amerykańskich sukcesach brytyjskich idoli rocka dawały Luksemburgowi olbrzymią przewagę. Ale, jak pisze Bailey, na popularności radio zyskiwało przede wszystkim poza Wielką Brytanią, głównie zaś w Polsce, Czechosłowacji i na Węgrzech, ponieważ brytyjska młoda publiczność zaczęła właśnie odkrywać urok programów rozgłośni pirackich takich jak Radio Caroline, które ruszyło w 1964 r.
W Polsce stacje pirackie nadające ze statków pirackich zacumowanych na kanale La Manche działały bardziej na zasadzie legendy niż faktu. Oknem na rockowy świat wciąż pozostawał Luksemburg.
Magia trwa
Fenomenem jest to, że rozgłośnia, która zgodnie ze swoją nazwą narodziła się w Wielkim Księstwie, a po II wojnie światowej stała się najważniejszą w Europie komercyjną stacją muzyczną, zyskała aż tak duże znaczenie w popmuzycznej edukacji Polaków z pokolenia powojennego wyżu demograficznego. Ta pierwsza w Polsce rockowa generacja traktowała ową rozgłośnię jak swoją własną. I nie ma się czemu dziwić. Przez długie lata dostęp do zachodnich płyt był nikły. W sukurs przychodziły jedynie półformalne giełdy płytowe, zagraniczni krewni, znajomi marynarze bądź stewardesy. No i producenci tandetnej jakości tak zawanych pocztówek dźwiękowych, którzy, nawiasem mówiąc, często posługiwali się w swoim pirackim procederze, tolerowanym przez władze, audycjami Luksemburga. Zwłaszcza w nagraniach z późnych lat 60. uważny odbiorca może usłyszeć charakterystyczne szumy i pogłosy pochodzące z tej stacji.
Koniec tej rockowo-generacyjnej epopei nastąpił dopiero w latach 70., kiedy nasza radiowa Trójka zaczęła nadawać w stereo, polepszyła się jakość emisji Rozłośni Harcerskiej, a partyjni stróże od kultury pozwolili, by zachodni rock mógł płynąć do nas szerszym niż wcześniej strumieniem. Mimo to rację ma sir Jimmy Saville, gdy w dedykacji do książki Alana Baileya pisze, że magia Radia Luksemburg trwa do dziś – we wspomnieniach z młodości milionów, z których każdy ma swoją opowieść o Luxy.