Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Nie żartujemy, on myśli

Eastwood Clint

Clint Eastwood w filmie Clint Eastwood w filmie "Brudny Harry" Everett / EAST NEWS
Kiedy grywał we włoskich westernach, mówiono, że ma dwie miny: w kapeluszu i bez kapelusza. Dzisiaj dobiega 80-tki i jest cenionym aktorem, reżyserem, producentem i muzykiem.
Z Hilary Swank w filmie 'Za wszelką cenę'Everett/EAST NEWS Z Hilary Swank w filmie "Za wszelką cenę"

Piłka nożna to gra dżentelmenów, w którą grają chuligani, a rugby to gra chuliganów, w której uczestniczą dżentelmeni. Ta popularna w brytyjskich kręgach rugby maksyma, ponoć autorstwa Oscara Wilde’a, pada w najnowszym filmie Clinta Eastwooda, „Invictus”. Film pokazuje, jak Nelson Mandela, świeżo wybrany prezydent Południowej Afryki, szuka w kapitanie zespołu rugby – sportu uwielbianego przez białych i znienawidzonego przez czarnych – sojusznika dla budowy narodowego pojednania. Mandelę gra Morgan Freeman, który poprzednio dwukrotnie wcielał się w Boga, więc i z tym wyzwaniem dobrze sobie poradził.

Myślę, że nasi politycy mogą się wiele nauczyć od Mandeli, który jak Chrystus potrafił wybaczać – tłumaczy Eastwood. Kapitan reprezentacji Afryki Południowej w rugby – gra go Matt Damon – mówi z mieszanką podziwu i niedowierzania swej dziewczynie po zwiedzaniu celi na Robben Island, gdzie przez wiele lat więziono Mandelę i dokąd w przeddzień arcyważnego meczu zabiera swój team: „Wyobraź sobie, że on przebaczył tym, którzy go tu trzymali”.

Tytuł filmu, „Invictus”, to tytuł wiersza Williama Ernesta Henleya, który Mandela cytuje i który pomógł mu przetrwać. „Jestem władcą mego losu, jestem kapitanem mojej duszy”. Czego mogą się nauczyć widzowie? Możemy być dużo bardziej tolerancyjni, mówi Eastwood, jeśli zechcemy.

Leniwy macho

W Hollywood Eastwood należy do wyjątków. Nigdy nie pociągały go narkotyki. Jak sam mówi, dekady lat 60. i 70. umiliło mu piwo. Jego młodzieńcze pasje to szybkie samochody i łatwe kobiety. Prawdziwą miłość – powiada – znalazł, gdy miał 65 lat. Co doradza synom? Żeby dawali kobiecie pierwszeństwo w przejściu przez drzwi. Dlaczego? Bo są silniejsi. To ich obowiązek jako mężczyzn. A tego się dziś nie uczy. Kiedyś, wspomina z nostalgią, nie trzeba było przewracać krzeseł i wydzielać testosteronu, aby udowodnić swą męskość. Lubi opowiadać o spotkaniu z Rocky Marciano, jedynym niepokonanym w swej karierze zawodowej mistrzem świata w boksie. Uścisnęli sobie ręce. Uścisk bokserskiego championa był delikatny, niczym u pianisty. Eastwood odszedł z myślą: Rocky Marciano nie musi cię mocno łapać za rękę. Wie, że mógłby cię zabić. To prawdziwy facet.

Wspomina też spotkanie z bardzo już starym Alfredem Hitchcockiem. Gdy zaczęli intelektualizować na temat kinematografii, Hitchcock powiedział: „Musisz pamiętać jedno – to tylko film”. Eastwood miał odpowiedzieć: „Masz rację. To nie wyleczy raka ani jakiejkolwiek innej choroby, ale może komuś gdzieś dać radość”. „Tak – odpowiedział stary mistrz – w tym rzecz”.

Eastwood, kiedyś uosobienie macho, dziś robi filmy, które zmuszają do myślenia. Studia filmowe mają z nim kłopoty. Gdy przyszedł z „Rzeką tajemnic”, mówiono mu, że to zbyt ponure. Przekonywał, że to ważne i ładnie opowiedziane. Rok później, przy okazji „Za wszelką cenę”, pytano, kto zechce oglądać film o dziewczynie bokserce. Przecież to opowieść o miłości ojca i córki. Boks jest tu okolicznością przypadkową – przekonywał. Powiedział Warner Brothers: „Nie wiem, czy coś na tym filmie zarobicie, ale myślę, że zrobię film, z którego będziecie dumni”. Mówi, że dziś brakuje chęci podejmowania ryzyka i stąd rodzi sie tyle powtórek i odgrzewanych seriali.

Nakręcony w 2008 r. „Gran Torino”, o tym jak, zgorzkniały weteran wojny w Korei (w tej roli sam Eastwood) i sąsiad grupy imigrantów z Azji Południowo-Wschodniej z bólem konfrontuje się ze swymi uprzedzeniami, to kameralny obraz bez żadnej innej gwiazdy, a zarobił w pierwszy weekend 30 mln dol. i został na krótko liderem kasowym. Wystarczyły przesłanie i gra.

Gdy Nicolas Sarkozy przypinał mu Order Legii Honorowej, nazwał Eastwooda „symbolem takiej Ameryki, jaką Francuzi podziwiają”. Nie miał na myśli spaghetii westernów, kręconych przez włoskich reżyserów w latach 60. i 70. XX w., filmów naśladujących westerny amerykańskie, którymi krytycy pogardzali, dopóki nie awansowały do roli filmów kultowych, a które uczyniły z Eastwooda gwiazdę.

Sergio Leone, mistrza tego gatunku, interesowała w 1964 r. twarz Eastwooda i jego leniwy sposób chodzenia. „Potrzebowałem bardziej maski niż aktora, i Clint w tym czasie miał tylko dwa wyrazy twarzy: w kapeluszu i bez” – mówił wiele lat później. Włoski western przyniósł redefinicję stereotypu bohatera amerykańskiego westernu. Szlachetnego i bezkompromisowego, w stylu Johna Wayne’a, zastąpił rewolwerowiec pełen moralnych wątpliwości albo po prostu gość do wynajęcia.

„Za garść dolarów”, pierwszy z trzech filmów, jaki Eastwood nakręcił z Leone, krytykom nie przypadł do gustu, ale przyniósł sukces kasowy i w następnym roku Eastwood nakręcił „Za kilka dolarów więcej”. W trzecim spaghetti westernie, „Dobry, zły i brzydki”, gdy obok niego pojawili się utalentowani aktorzy, wśród nich znany z „Siedmiu wspaniałych” Eli Wallach, Eastwood obawiał się, że go przyćmią. Skarżył się reżyserowi: „W pierwszym filmie byłem sam. W drugim było nas dwóch. Teraz jest trzech. Jak tak dalej pójdzie, w następnym będę grał z całą amerykańską kawalerią”. Wynegocjował znacznie lepszą gażę: 250 tys. dol., kolejne Ferrari i 10 proc. zysków z pokazów w Ameryce. Ale odmówił dalszej współpracy z Leone, który wiele lat później zrewanżował się niepochlebnymi porównaniami Eastwooda z Robertem DeNiro: „Bobby przede wszystkim jest aktorem, Clint przede wszystkim jest gwiazdorem. Bobby cierpi, Clint ziewa”.

W 1971 r. pojawił się detektyw Callaghan, czyli Brudny Harry, bezwzględnie rozprawiający się z przestępcami. Rola na długo pozostała wizytówką Eastwooda, a także inspiracją dla gatunku od tego czasu regularnie powielanego: policjanta, który stracił wiarę w system i bierze we własne ręce batalię o sprawiedliwość. Latem 1971 r. znalazł się na okładce magazynu „Life” z podpisem: „Ulubionym światowym gwiazdorem jest – nie żartujemy – Clint Eastwood”.

 

 

Po kilku takich sobie latach Eastwood zaskoczył wszystkich filmem „Bez przebaczenia”, który w 1993 r. był nominowany do Oscara w dziewięciu kategoriach. Dostał cztery nagrody (za najlepszy film, najlepszą reżyserię, najlepszą męską rolę drugoplanową i za najlepszy montaż).

Odbierając w zeszłym roku pierwszą w historii statuetkę Prix Lumičre, nagrodę nazwaną na cześć pionierów kinematografii, Auguste’a i Louisa Lumičre, Eastwood powiedział, że zawdzięcza im ponad 50 lat zatrudnienia. Aktorstwo traktował początkowo jako pracę dorywczą. Przedtem kopał rowy, pompował paliwo, służył w armii jako instruktor pływania.

Brudny Harry i czysta muzyka

Mniej znana strona Eastwooda to jego miłość do muzyki. Zamierzał studiować muzykę na uniwersytecie w Seattle, gdy w 1950 r., w czasie wojny w Korei, wzięto go do wojska. W młodości grał na pianinie w klubach w Oakland, aż, jak wspomina jeden z przyjaciół, „palce mu krwawiły”. Przyglądał się występom wielkich jazzmanów tamtych czasów. Gdy w 1971 r. reżyserował swój pierwszy film „Zagraj dla mnie, Misty”, w którym sam zagrał główną rolę, wybrał do niego romantyczny motyw muzyczny, „First Time Ever I Saw Your Face”, w wykonaniu nieznanej wówczas Roberty Flack. Utwór stał się standardem.

W hołdzie aktorowi, reżyserowi i wielbicielowi jazzu w 1996 r. w nowojorskiej Carnegie Hall odbył sie koncert z udziałem wielu legend jazzu, a także kwartetu Kyle Eastwooda, syna aktora. Było to podziękowanie za to, co Eastwood, fan jazzu od 16 roku życia, zrobił dla świata jazzu. Nie tylko za muzykę w filmach, ale za zbieranie funduszy na sfinansowanie takich projektów jak filmowa biografia Charliego Parkera, wirtuoza saksofonu, czy produkcja dokumentu o Theolniusie Monku.

Renesans zainteresowania przedwcześnie zmarłą Dinah Washington, jedną z najwybitniejszych wokalistek jazzowych XX w., i wspaniałym jazzowym barytonem Johnnym Hartmanem wiąże się z muzyką do filmu Eastwooda „Co się zdarzyło w Madison County”. Lennie Niehaus, saksofonista, aranżer i kompozytor jazzowy, często współpracuje przy filmach Eastwooda, choć sam aktor, reżyser, producent nie stroni od kompozycji. „Rzeka tajemnic” była pierwszym filmem, do którego sam napisał muzykę w całości. W 2003 r. Henry Mancini Institute przyznał mu Hank Award, wyróżnienie za wybitne zasługi dla amerykańskiej muzyki.

Jest republikaninem, ale odmówił wzięcia udziału w kampanii prezydenckiej George’a W. Busha. Głosował na Rossa Perrota, a w wywiadzie powiedział: „Uważam, że to, co ultraprawicowe skrzydło zrobiło dla republikanów, było autodestrukcją”. 10 lat później, na konferencji prasowej poświęconej filmowi „Rzeka tajemnic”, potępił wojnę w Iraku jako „wielki błąd” i bronił wizyty Seana Penna w Bagdadzie. Powiedział, że gdyby był młodszy, być może zrobiłby to samo. Za słuszne uważał usunięcie Saddama Husajna. Trzeba go było zastąpić bardziej cywilizowanym dyktatorem, a nie rozpuszczać armii i policji – powiedział przy innej okazji.

Wspiera wiele organizacji charytatywnych. Dba o kondycję fizyczną, co nietrudno zauważyć, patrząc na ekran. Biega, uważa na to, co je, nie pali, uprawia jogę, każdego dnia medytuje. Ma siedmioro dzieci, w wieku od 14 do 46 lat, z pięcioma kobietami. Był żonaty z modelką Maggie Johnson i przez 14 lat żył z Sondrą Locke, wielokrotną partnerką ekranową. Od 15 lat jest mężem Diany Ruiz, byłej dziennikarki i reporterki telewizyjnej, o której mówi, że jest najlepszym przyjacielem, jakiego miał w życiu.

Mieszka w Carmel, malowniczym miasteczku nad Pacyfikiem, półtorej godziny na południe od San Francisco, słynnym z klubu i pola golfowego. Przez 2 lata był tu burmistrzem. 5 lat temu stał się najstarszym zdobywcą Oscara za reżyserię („Za wszelką cenę”). Na widowni była jego 95-letnia matka.

Coraz lepiej

Eastwood pławi się dziś w sukcesie jak nigdy przedtem. W 2009 r. w Cannes odebrał Złotą Palmę za całokształt twórczości. Nowojorskie Museum of the Moving Image przyznało mu specjalne wyróżnienie, gdyż „jego praca jako aktora, reżysera i producenta pomaga definiować to, czym jest dzisiaj amerykańskie kino”. W listopadzie 2009 r. Magazyn AARP (American Association of Retired People), który dociera do 35 mln czytelników w wieku powyżej 50 lat, ogłosił nazwiska dziesięciu osobowości „wykorzystujących swoją energię, kreatywność i pasję, by uczynić świat lepszym”, w tym Eastwooda. Aktor znalazł się wśród laureatów The Inspire Awards. Magazyn „GQ” wybrał go Człowiekiem Roku 2009.

W najnowszej ankiecie amerykańskiego magazynu „Vanity Fair” na pytanie, „w jakim filmie najbardziej chcielibyście wystąpić”, najczęstsza odpowiedź brzmiała: w westernie u boku Clinta Eastwooda. A na polskim forum Stopklatka.pl. można przeczytać komentarze na temat Eastwooda: „Facet ma coś do powiedzenia o prawdziwych facetach i nie tylko to, że są silni i twardzi, ale też że myślą”.

Eastwood nie zwalnia tempa. Kończy już pracę nad kolejnym filmem. „Hereafter” to jego pierwszy horror, a producentem jest Steven Spielberg. W planach ma nakręcenie filmów o życiu Marka Twaina i Neila Armstronga.

 

Polityka 14.2010 (2750) z dnia 03.04.2010; Kultura; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Nie żartujemy, on myśli"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną