Justyna Sobolewska: – Przyleciała pani do Wrocławia na obrady jury literackiej nagrody środkowoeuropejskiej Angelus. Miałyśmy rozmawiać o literaturze, tymczasem wydarzyła się katastrofa, która panią, wielką przyjaciółkę Polaków, musiała głęboko poruszyć. Wiele osób po ostatnich zdarzeniach mówi o możliwości nowego rozwoju stosunków z Rosją. Pani też tak sądzi?
Natalia Gorbaniewska: – Nie jestem Polką, ale jestem polską obywatelką, więc to, co się stało, jest dla mnie osobistą stratą, jak dla przyjaciela, jak dla obywatelki. Przyleciałam do Polski w dzień katastrofy. Dowiedziałam się o wszystkim już we Wrocławiu. Jak pisał publicysta „Echa Moskwy” Matwiej Ganapolski, jest to próba nie tylko dla Polaków, ale także dla Rosjan. Taka straszna tragedia nie może przecież być daremna. Śledziłam reakcje w rosyjskim Internecie, nawet na portalu Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej był poważny komentarz i zdjęcia z katastrofy. Dzwonili też do mnie rozmaici Rosjanie, żebym przekazała Polakom wyrazy solidarności.
Nie było innych komentarzy?
Oczywiście, zdarzały się. Ktoś napisał: dlaczego mam w związku z Katyniem wstydzić się, że jestem Rosjaninem? I nie mogłam mu w żaden sposób wyjaśnić, że nikt mu nie każe się wstydzić. Ale to były wyjątki. Mam wrażenie, że katastrofa naprawdę wstrząsnęła ludźmi w Rosji, którzy teraz bardziej zrozumieli też problem katyński. Dla mnie ta tragedia ma też wymiar osobisty, w samolocie była pani Anna Walentynowicz, którą lubiłam. Spotkałam ją pierwszy raz na konferencji praw człowieka w Krakowie w 1988 r.