Rysuję, piszę, nie objaśniam
Rozmowa z Rutu Modan, izraelską autorką komiksów
Sebastian Frąckiewicz: – Podobno w nowym komiksie opowie pani o swojej babci, która żyła w przedwojennej Warszawie?
Rutu Modan: – Jeszcze nic nie zostało narysowane, jestem w trakcie pisania scenariusza. To w ogóle dość dziwna historia. Po publikacji „Ran wylotowych” w Stanach dostałam propozycję od „New York Timesa”. Poproszono mnie, abym tworzyła na ich stronie internetowej ilustrowanego bloga, autobiograficzną niby-komiksową opowieść w odcinkach. Chcieli jeden odcinek na miesiąc, co dla mnie było dość ciężkie, bo na ogół spędzam bardzo dużo czasu na opracowywaniu pomysłów, szlifowaniu ich.
A jednak zgodziła się pani.
Zgodziłam się, bo nigdy wcześniej nie tworzyłam autobiograficznych komiksów i to było ciekawe wyzwanie. Dawało mi szansę, by przypomnieć sobie wiele wydarzeń z przeszłości. Zarówno swojej, jak i moich najbliższych. W jednym z odcinków, „Starsza pani z Polski”, pokazałam swoją babcię, która przed wojną mieszkała w Warszawie. Miała swoje specyficzne nawyki, swój sposób ubierania, zasady etyczne. I właściwie dopiero wtedy zrozumiałam, jak to jest wyjątkowe i że powinnam zrobić o babci osobny komiks. Gdy byłam młoda, nie interesowała mnie Polska, nie myślałam, żeby tu przyjechać. A przecież mój ojciec urodził się w Polsce w czasie okupacji i wyjechał z niej będąc dzieckiem.
Pani rodzinie udała się rzecz prawie niemożliwa – uciekła z Warszawy w czasie wojny.
Moja babka miała wiele szczęścia i podjęła decyzję o wyjeździe, zanim jeszcze Niemcy zdążyli zbudować getto. Poza tym była niesamowicie odważna. To właściwie rodzinna legenda. Pewnego dnia, kiedy opiekowała się dziećmi, a dziadka nie było w domu, przyszli Niemcy w poszukiwaniu pieniędzy i zaczęli ją bić.