Kultura

Koncertowi Rosjanie

Chopin po rosyjsku

Zwyciężczyni XVI Konkursu Chopinowskiego Julianna Awdiejewa Zwyciężczyni XVI Konkursu Chopinowskiego Julianna Awdiejewa Reuters/Peter Andrews / Forum
Miało być zupełnie inaczej. Inne jury, inny sposób oceniania, inni uczestnicy – tyle talentów naraz dawno tu nie było. Ale emocje towarzyszące końcowemu werdyktowi pozostały podobne.

Werdykt XVI Konkursu Chopinowskiego zaskoczył chyba większość obserwujących. Natychmiast posypały się inwektywy. To nic nowego: takie reakcje powtarzały się po warszawskich konkursach wielokrotnie ze strony zarówno gorącej publiczności, jak i krewkich krytyków; zdarzały się i przypadki zaszczuwania osoby, która według niektórych niesłusznie znalazła się na miejscu ich ulubieńca. Dziś mamy Internet, więc zasięg inwektyw jest szerszy. Na forach pojawiły się żenujące teorie spiskowe, sugerujące, że międzynarodowe jury, złożone z takich postaci o światowej sławie, jak Martha Argerich, Nelson Freire, Fou Ts’ong czy Dang Thai Son, miałoby się zmawiać z powodu jakichś przyczyn związanych z polską racją stanu.

Głos zabrał nawet Adam Harasiewicz, jeden z jurorów, niegdysiejszy zresztą zwycięzca Konkursu Chopinowskiego (mało kto już pamięta, że faworytem wówczas był bynajmniej nie on, Polak, lecz laureat II nagrody Władimir Aszkenazy, przedstawiciel – o zgrozo – ZSRR, z którego zresztą szybko wyemigrował), mówiąc podczas transmisji koncertu laureatów w TVP Kultura, że to Ingolf Wunder był najlepszy. Owszem, znamy wypadki, gdy juror nie zgadzał się z werdyktem kolegów – tak było w pamiętnym 1980 r., kiedy Martha Argerich zaprotestowała przeciwko niedopuszczeniu do finału ekscentrycznego Chorwata Ivo Pogorelicia. Różnica jest taka, że dziś, po zakończeniu prac jury, pod którymi sam złożył swój podpis, podważa je nauczyciel chwalonego przez siebie pianisty.

Krytyk w radiowej Dwójce krzyczy „skandal” i insynuuje, że zwyciężczyni konkursu Julianna Awdiejewa jest kiepską pianistką. Inny krytyk w TVP Kultura mówi, że jest to artystka o wielkiej osobowości. Któremu wierzyć? Najlepiej nie wierzyć nikomu, posłuchać, zobaczyć, wyrobić sobie własne zdanie. I nie należy liczyć na to, że każdy się z nim zgodzi. Ilu ludzi, tyle gustów.

Mnie osobiście sam werdykt – po takim, a nie innym przebiegu konkursu – nie zaskoczył, jeśli chodzi o parę pierwszych pozycji. Występy rosyjskiej pianistki we wszystkich etapach miały mniej więcej równy, a z pewnością wysoki poziom, i choć mogły być odbierane jako kontrowersyjne, to ta kontrowersyjność od pewnego momentu przestawała już zaskakiwać; ucho przyzwyczajało się do tego specyficznego stylu, ekspresji drapieżnego zwierzątka, które na przemian skacze lub zbiera się do skoku. W każdym razie nie było momentu, kiedy by zawiodła (w finale miała szczególnie trudną sytuację, podobnie zresztą jak jej młodszy kolega Nikołaj Chozjainow, ponieważ światło przygasło podczas trwania jej występu). A program, który uczestnicy musieli wykonać w II i III etapie, był tak forsowny (trwał niemal godzinę), że praktycznie nikt nie przebrnął całości bezbłędnie.

Drugie miejsce – ex aequo Lukas Geniušas, 19-letni pianista reprezentujący Rosję i Litwę (pochodzi z muzycznej rodziny, jego ojcem jest ceniony dyrygent Petras Geniušas, jego babką zaś znana pianistka i pedagog Wiera Gornostajewa, która go zresztą uczy), oraz 25-letni wyjadacz estradowy, ulubieniec publiczności, Austriak Ingolf Wunder. Ci dwaj pianiści zawdzięczają te wysokie miejsca swoim znakomitym występom w finale – bez wątpienia to ich wykonania Koncertu e-moll były najlepsze; w poprzednich etapach obaj byli nierówni.

Sklasyfikowany na III miejscu Daniił Trifonow to jedna z największych indywidualności tego konkursu; polotu ma więcej od pierwszej trójki – ale i on miał występy nierówne. Na IV miejscu indywidualność w innym sensie – Bułgar Jewgienij Bożanow obdarzony nieskazitelną techniką, lecz przy okazji niepohamowaną skłonnością do przesady i teatralizacji wykonania. Szedł jak burza i załamał się, niestety, w finale. Wreszcie na V miejscu Francuz François Dumont – i tu muszę wyrazić zdumienie, że w ogóle został dopuszczony do finału, tak odstaje poziomem od reszty.

Przyjechali najlepsi

Poziom całego konkursu był wyjątkowo wysoki. Prawdopodobnie stało się tak dzięki renomie członków nowego jury – młodzi ludzie uznali, że warto tu przyjechać. Odwiedzili nas pianiści, których nazwiska spotykamy na listach laureatów licznych międzynarodowych konkursów pianistycznych, zamieszczonych na stronie Alink-Argerich Foundation. Wielu młodych muzyków dziś praktycznie spędza życie na podróżach od konkursu do konkursu, a do nas przyjechali niemal wyłącznie najlepsi. Wiosenny odsiew na eliminacjach też zrobił swoje. I to było na estradzie Filharmonii Narodowej słyszalne.

Ale najbardziej zdumiewał pierwszy po latach tak duży i tak rewelacyjny skład ekipy rosyjskiej. Ten nalot był podobny do tego, który wydarzył się w 1970 r. – wówczas to ekipa amerykańska, ze zwycięzcą konkursu Garrickiem Ohlssonem na czele, podbiła warszawską publiczność.

Tak licznej grupy wschodnich sąsiadów w ogóle dawno u nas nie było. Przyjeżdżali pojedynczy Rosjanie – po raz ostatni 10 lat temu, kiedy to Alex Kobrin (tak każe się dziś pisać) otrzymał III nagrodę. Tym razem przez eliminacje przeszło ich dziesięcioro; ostatecznie dwóch pianistów z tej ekipy się nie zgłosiło. Z tej ósemki piątka w finale – to imponujący wynik. Dla porównania: z najliczniejszej 17-osobowej ekipy reprezentującej Japonię nikt nie dostał się nawet do III etapu (moim zdaniem parę osób skrzywdzono), dostało się troje Chińczyków (na trzynaścioro, w tym jeden reprezentujący USA), ale odpadli przed finałem; nie dotarli do finału również trzej Koreańczycy. Wśród nich także znalazło się paru naprawdę interesujących pianistów. W sumie jednak – jak szybko wyliczono – po raz pierwszy od 1949 r. w finale znaleźli się sami Europejczycy.

 

Na dziesiątkę finalistów – połowa Rosjan. I doprawdy trudno tu o teorie spiskowe – każdy z nich był znakomity, a przy tym wszyscy bardzo od siebie nawzajem różni. Trifonow, o którego poetyckiej naturze już wspominaliśmy (studiuje jednocześnie kompozycję). Spokojny, klasyczny w upodobaniach, ale znakomity też w muzyce impresjonistów Mirosław Kułtyszew, który podobnie jak Trifonow został dopuszczony do konkursu bez eliminacji (jako laureat II nagrody na ostatnim Konkursie im. Czajkowskiego). Drapieżna i precyzyjna Awdiejewa. Kształtujący się jeszcze, ale w bardzo obiecującą stronę, Geniušas. I wreszcie najmłodszy z nich, a prawdopodobnie największy, najwspanialszy talent: zaledwie 18-letni Nikołaj Chozjainow, który na oko sprawia wrażenie uczniaka, ale gdy zasiądzie za klawiaturą, wspina się na absolutne wyżyny. Jego wykonanie Sonaty b-moll w III etapie było po prostu wstrząsające. Czeka go wielka przyszłość; fakt, że zdobył jedynie wyróżnienie, otwiera mu teoretycznie furtkę do powrotu za pięć lat. Ale wtedy może już mu to nie być potrzebne.

Nowy triumf uważanej już za minioną szkoły rosyjskiej? W pewnym sensie tak. Młodzi pianiści jeżdżą, co prawda, na studia zagraniczne, ale zwykle do rosyjskich profesorów. Awdiejewa jest absolwentką Hochschule der Künste w Zurychu i od czterech lat asystentką na tej uczelni rosyjskiego profesora Konstantego Szczerbakowa. Trifonow od roku uczy się w Cleveland Institute of Music u Siergieja Babajana. Pozostali wciąż są w Rosji. Ale dziś już i tam gra się inaczej, lżej, zwracając wielką uwagę na jakość dźwięku.

Pianiści z osobowością

Zdumiewające były czasem decyzje jury, np. odrzucenie po II etapie znakomitych Ukraińców – Anny Fedorowej i Denisa Żdanowa, a po III etapie dwóch świetnych Włoszek – Leonory Armellini i Irene Veneziano (ponoć rzecz tu szła o ułamki punktów). Czasami kryteria, jakie przyjęło jury, mogły stanowić zagadkę. Dawna jego wersja, ta bardziej akademicka, z pewnością nie dopuściłaby w ogóle do II etapu bodaj najbardziej kontrowersyjnego z pianistów Andrew Tysona. W tym roku mógł zagrać nawet w III etapie. Jego wykonania wywoływały co najmniej uśmiech, a u niektórych irytację. Co w nich było takiego? Otóż młody Amerykanin przerysowywał linie melodyczne w sposób przesadny, po prostu kiczowaty. Czasem można było oceniać tę przesadę po prostu jak dowcip – powiem szczerze, że mnie nawet ten dowcip momentami bawił. A techniki i osobowości nie można było pianiście odmówić.

Jewgienij Bożanow, 26-letni Bułgar, jest chyba równie kontrowersyjny i utalentowany. Przesadne, teatralne gesty przemieniają jego występ w kicz – choć wielu się spodobały; publiczność lubi nadekspresję. Nie wiadomo, czemu nie pojawił się na wręczaniu konkursowych nagród i nie wziął udziału w koncercie laureatów. No i sama postać zwyciężczyni – Awdiejewej. Czy miałaby szanse w dawnym akademickim jury? Chyba mniejsze niż dziś – jej styl gry uznano by zapewne za niedostatecznie chopinowski. W sposób widoczny tegoroczni oceniający patrzyli ze swego punktu widzenia – osób dobrze znających życie estradowe, a niekoniecznie niewolniczo przywiązanych do kanonów. Szukali nie tyle chopinisty, co pianisty z osobowością. A jeśli kontrowersyjną? Tym lepiej.

Powierzchowność estradowca

Tu parę słów jeszcze trzeba poświęcić współlaureatowi II nagrody Ingolfowi Wunderowi. Pianista ten pięć lat temu przepadł w konkursie mimo imponującej techniki palcowej, ogromnie podobającej się publiczności; uznała, że go skrzywdzono. I jakaż piękna narracja: skrzywdzony talent (a jakie adekwatne nazwisko!) powraca po pięciu latach i studiach u członka jury – i triumfuje. Cóż, przez te parę lat Austriak bardzo popracował nad dźwiękiem, już potrafi, gdy chce, czarować subtelnymi brzmieniami. Ale wewnętrznie chyba niewiele się zmienił. Jego obycie i poza rasowego estradowca podbiły i tym razem część publiczności, z entuzjazmem gotującej mu owacje na stojąco i niedostrzegającej nie tylko licznych niedostatków, ale i powierzchowności interpretacji. Powodzenie na scenach ma jednak gwarantowane.

Na koniec o pianistach polskich. Nie udało się w tym roku. Fakt dostania się Pawła Wakarecego aż do finału budził pewne kontrowersje; niezłe wykonanie koncertu jednak nie wystarczyło na coś więcej niż wyróżnienie. Jego historia na tym konkursie przypomina nieco dzieje Magdaleny Lisak w 1995 r. Wówczas odrzucono przed finałem Nelsona Goernera (największa wpadka w historii konkursu), a dopuszczono Polkę, uczennicę prof. Andrzeja Jasińskiego, za którym od lat chodzi mit nauczyciela Zimermana. Otrzymała wówczas VI nagrodę, co nie zostało dobrze przyjęte. Dziś Magdalena Lisak jest znakomitą specjalistką od muzyki współczesnej – znalazła swoje emploi, w którym świetnie się czuje. Życzmy więc co najmniej tego również Wakarecemu i innym członkom polskiej ekipy.

Polityka 44.2010 (2780) z dnia 30.10.2010; Kultura; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Koncertowi Rosjanie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną