Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Magda, coś Ty zrobiła!?

Osiecka, Przybora i Jędrusik, czyli biograficzne obnażanie post mortem

Biografie - zbyt prywatne? Biografie - zbyt prywatne? materiały prasowe
Po raz kolejny pojawiają się zbyt osobiste biografie i prywatne listy artystów, którzy już odeszli. Czy jest granica, której nie powinno się przekraczać? Dlaczego Magda Umer wydała miłosną korespondencję Osieckiej i Przybory?
materiały prasowe

Czy - idąc Twoim tropem - mam opisać wszystkich Waszych chłopaków i wszystkie nasze dziewczyny? Znamy się z Hybryd i Stodoły, z Famy i Festiwali Piosenki Studenckiej w Krakowie, gdzie Ty śpiewałaś, a ja siedziałem w jury, razem z Ewą Demarczyk. Był to czas kontestacji, schyłku lat 60, czas kontrkultury i rewolucji obyczajowej, która wtargnęła w nasz świat z krajów nordyckich, gdzie ukazała się książka „ABC of Love”. Mogli się uczyć z niej zarówno Michalina Wisłocka, jak i Zbigniew Lew Starowicz, skądinąd mój kolega z tygodnika studenckiego „itd.”.

Teraz wszyscy jesteśmy starymi dziadami, kontrrewolucję obyczajową przywlókł do nas wirus zapaści immunologicznej (HIV), przyklaskiwali jej z ambon niektórzy duchowni, zabraniając nam tego, co sami czynili z rozwiązłą lubością. Nie byliśmy święci ani wtedy, ani nie jesteśmy teraz i dobrze o tym wiesz. Po co wyciągać z muzeum stare prześcieradła i analizować, co jest śladem prawdziwej łzy, a co miłości?

„Tyle przepranych już pościeli, czy to nas łączy, czy to dzieli?” – pisał nasz pokoleniowy, nieśpiewający bard, Ireneusz Iredyński. To było poszukiwanie miłości prawdziwej, niezależnie od tego, jakie kontrkulturowe przybierała formy. A czy dziś w szkołach średnich jest inaczej? Mało która dziewczyna w wieku 16 lat nie jest ciekawa świata.

Ujawniłaś listy dwojga wspaniałych ludzi, wielkich artystów, także w sztuce miłości. To nie jest przestępstwo. To raczej następstwo, „występstwo”, bo niestety odstępstwo i „dostępstwo”. Ktoś i tak by to zrobił, ktoś bez sumienia, czyli bez zdolności odróżniania dobrego od zła. Czy było Ci przyjemnie czytać donosy na Kapuścińskiego, że nie dosyć, iż miał czerwoną kochankę, to jeszcze „udzielał” swojej wiedzy także funkcjonariuszom ambasad, którzy mogli robić z tym co chcieli, i robili (co wiem, bo niedawno jeszcze kierowałem zespołem takiej placówki, gdzie mieszali w kotle wszyscy diabli).

Reklama