Pięć lat temu na kilku stacjach metra w Madrycie pojawiły się niezwykłe kioski. Jaskrawo podświetlone o falującym kształcie, przypominały obiekty kosmiczne. W środku, zamiast gazet i słodyczy, książki. To nie kolejna instalacja z centrum sztuki współczesnej, a Bibliometro, nietypowa inicjatywa władz miasta mająca na celu promocję czytelnictwa wśród mieszkańców Madrytu. Idea jest prosta: pomieszczenia w metrze działają na podobnych zasadach jak zwykłe biblioteki publiczne. Wypożyczanie książek jest bezpłatne, a przy zapisie wystarczy pokazać dowód.
Z mini bibliotek korzysta ponad 75 tysięcy podróżnych, a liczba ta stale rośnie (w 2010 roku już o 15% więcej niż w poprzednim). Do dyspozycji jest 500 tytułów ze kanonu literatury światowej (wśród nich znalazły się cztery książki polskich autorów, m. in. bardzo popularnego w Hiszpanii Ryszarda Kapuścińskiego, czy „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego). Sam pomysł narodził się w Chile, gdzie Bibliometro funkcjonuje z powodzeniem od 1996 roku. - To odwrócenie tradycyjnej koncepcji wypożyczalni książek. Miejsce instytucji-gmachu zajmuje rodzaj punktu usługowego, który jest szybki i wygodny - przekonuje dyrektorka metra w Santiago de Chile. Kluczem do sukcesu Bibliometra jest prostota i przystępność: bez zbędnych formalności pasażerowie dostają do ręki książkę w miejscu, które codziennie odwiedzają i w okolicznościach sprzyjających lekturze (nużąca podróż do pracy). - Wracam z pracy, wokół tłum zestresowanych ludzi w złym humorze, a ja zamiast wypić na szybko kawę, wypożyczam książkę, i mogę zanurzyć się w inny świat - mówi pisarka Isabel Allende, która jest wielką zwolenniczką ekspresowych bibliotek.
Nie tylko dla poczytalnych
W Polsce próżno szukać podobnych rozwiązań choć nie brakuje jednorazowych przedsięwzięć, którym przyświeca - przynajmniej częściowo - ta sama recepta: zdjąć książki z zakurzonych półek i włączyć je w przestrzeń publiczną, w sferę codzienności.