W Roku Chopinowskim wielka pianistka poświęciła naszemu krajowi więcej czasu niż kiedykolwiek w życiu. Nic dziwnego, bo Chopin wciąż jest dla niej ważny (choć twierdzi, że boi się go grać w Polsce). Odmówiła, co prawda, udziału w oficjałce w Operze Narodowej w dzień urodzin Chopina (1 marca); uczyniła słusznie, zważywszy na warunki akustyczne tej sali i fakt, że koncert był przeznaczony raczej dla oka kamery niż ucha słuchacza. W zamian podarowała nam w sierpniu trzy występy: z Sinfonią Varsovią pod batutą Jacka Kaspszyka, z Mischą Maiskym oraz – niespodziewanie – z Orkiestrą XVIII Wieku i drugą wybitną pianistką Marią Joăo Pires, kiedy to po raz pierwszy, namówiona przez Stanisława Leszczyńskiego, dyrektora artystycznego festiwalu Chopin i Jego Europa, zagrała na fortepianie historycznym. Powróciła po miesiącu, by na rozpoczęcie XVI Konkursu Chopinowskiego wystąpić w duecie fortepianowym z Nelsonem
Freire, po czym zasiąść z nim i dziesięcioma kolegami w konkursowym jury.
Argentyńskie dzieciństwo
Akurat na konkurs został w ekspresowym tempie wydany polski przekład monografii autorstwa francuskiego dziennikarza Oliviera Bellamy „Martha Argerich. Dziecko i czary” (Wyd. Literackie, Kraków 2010), która w oryginale ukazała się we Francji kilka miesięcy wcześniej. Za tempo brawo, za przekład – nie. Jest w tej książce masa żenujących błędów, zawinionych przez tłumacza, ale i kilka popełnionych przez autora; książka ma ton raczej plotkarski, a jej bohaterka, chociaż udzieliła zgody na wydanie, dziś deklaruje, że jej nie lubi. Mimo to jest w niej wiele ciekawych informacji o kształtowaniu się artystki, o jej argentyńskim dzieciństwie.
Urodzona w Buenos Aires, gdzie niemal każdy ma emigranckie korzenie, sama również jest takim przypadkiem: ojciec wywodził się może z Chorwacji, a może z Katalonii (istnieje chorwacka wioska Argeric, a w Barcelonie można spotkać ludzi o tym nazwisku), a matka z rodziny rosyjskich Żydów, która uciekła do Argentyny przed pogromami.