Niepostrzeżenie stał się głównym rezydentem polskiej masowej wyobraźni. Teatromani znają go jako aktora Teatru Montownia. Dla bywalców klubów i klubokawiarni w całym kraju jest szowmenem wcielającym się brawurowo w kilkunastu bohaterów jednoosobowego spektaklu „To nie jest kraj dla wielkich ludzi”. Wytrwali miłośnicy rodzimego kina widują go w drugoplanowych rolach w większości polskich produkcji ostatnich lat. Telewidzowie rozmaitych kanałów spotykają go w komediowych sitcomach („Grzeszni i bogaci”, „Daleko od noszy”), w serialach (m.in. „Usta, usta” i „Dom nad rozlewiskiem”) i w talk-show („Rozmowy w tłoku” w „Szymon Majewski Show”). Zaś ci, którzy w przerwach między tymi wszystkimi programami nie idą do kuchni zrobić sobie herbatę, pamiętają go jako sympatycznego dryblasa z dużym nosem, który doradzał klientom w spotach reklamowych jednego z hipermarketów budowlanych.
Rafał Rutkowski – człowiek-orkiestra – od początku szedł własną drogą, tyle że nie zawsze był na niej sam. Po skończeniu w 1995 r. warszawskiej Akademii Teatralnej (wówczas PWST), zamiast wzorem wszystkich ówczesnych absolwentów wszystkich ówczesnych szkół teatralnych szukać etatu w jednym z publicznych teatrów, wraz z trójką kolegów: Marcinem Perchuciem, Maciejem Wierzbickim i Adamem Krawczukiem, założył własny. Dziś teatry prywatne i offowe tworzą silną alternatywę dla sektora publicznego, jednak wtedy decyzja czwórki młodych aktorów postrzegana była jako wykluczenie z zawodu na własne życzenie, niemal aktorskie samobójstwo.