Lwica ze smyczkiem
Jacqueline du Pré w kolekcji POLITYKI „Wielcy wirtuozi muzyki poważnej”
Oficjalnie – mimo iż była cudownym dzieckiem – zainaugurowała karierę jako szesnastolatka występem w londyńskiej Wigmore Hall. Jackie – jak ją nazywano (wbrew brzmieniu nazwiska była rodowitą Brytyjką) – zaczęła wcześnie, żyła intensywnie, grała z pasją. Tak, jakby wiedziała, że musi się spieszyć: gdy miała zaledwie 28 lat, została powalona przez straszną chorobę: stwardnienie rozsiane. Traciła czucie w palcach i poczucie ciężaru smyczka, co uniemożliwiło grę. Choroba postępowała jeszcze dłuższy czas, skazując artystkę na wózek inwalidzki, a w końcu na przedwczesną śmierć w 1987 r., w wieku 42 lat.
Wcześniej jednak Jackie dokonała tyle, że do dziś uważana jest za wiolonczelistkę absolutnie wyjątkową, jedną z najlepszych w dziejach. Odkąd pokazała się światu, była legendą. Drugi z wiolonczelowych bohaterów naszej serii Mścisław Rostropowicz uczył ją w Moskwie w 1966 r. i był tak zachwycony, że na zakończenie kursu wyznał, iż jest ona jedyną artystką młodszego pokolenia, która może dorównać jego własnemu kunsztowi, a nawet go przekroczyć.
Eugenia Zukerman, pierwsza żona skrzypka Pinchasa Zukermana, flecistka i publicystka, pisała o niej: „Wysoka, jasnowłosa i porywcza, wręcz owijała się wokół swojej wiolonczeli i grała z taką intymnością i intensywnością, że porywała publiczność. Była muzyczną lwicą, dziką, figlarną, namiętną”.
Radość grania to najbardziej uderzająca cecha sztuki Jacqueline du Pré. Na większości zdjęć i filmów artystka uśmiecha się podczas gry, absolutnie szczęśliwa. Kochała nie tylko grę solową i z orkiestrą, ale także – może nawet najbardziej – kameralistykę, która polega na współpracy, na swoistej rozmowie. „Była najwspanialszą muzyczną rozmówczynią” – tak powiedział o niej jej najczęstszy partner, który był również jej partnerem życiowym: pianista (dziś przede wszystkim dyrygent) Daniel Barenboim.