Krystyna Lubelska: – Plakat jest sztuką ulicy, tymczasem pańskie dzieła zostały wystawione w Luwrze, w części należącej do Muzeum Sztuki Dekoracyjnej. Plakat to dekoracja czy coś więcej?
Michał Batory: – To z pewnością moje życie, moja pasja i moja praca. Plakat żyje jednak na ulicy i na niej rozkwita. Na zewnątrz służy mu tło: oświetlenie, zgiełk, ruch. Aby plakaty pokazywać w muzeum, potrzebna jest odpowiednia aranżacja, klimat, pewien poziom napięcia.
Udało się stworzyć taką atmosferę w Luwrze?
W pierwszej części wystawy, na tle mierzącej 130 m kw. reprodukcji fotograficznej mojego atelier, znajdują się witryny, gdzie zaprezentowano przedmioty, modele, rzeźby, których użyłem do swoich prac graficznych. Są wśród nich m.in. korona do „Falstaffa”, stalówka do „Zahira” czy też wyschnięte kompozycje z kwiatów, mnóstwo różnych, małych i większych przedmiotów wypatrzonych przeze mnie na pchlich targach, bazarach, również na warszawskim Kole. Są szkice, rysunki, zdjęcia. Jest też pokazany w wersji pomniejszonej plakat, do którego wykreowania te rzeczy posłużyły, a także książkowe okładki. W następnych sześciu salach prezentowanych jest 75 moich wielkoformatowych plakatów i około 100 w zwykłej skali.
Miał pan recenzje i sprawozdania z wystawy w Luwrze w różnych liczących się mediach francuskich, a także w Polsce. Czy Francuzi odnajdują w pańskiej sztuce polski sposób myślenia?
Dla nich najciekawsze jest chyba to, że mój polski sposób myślenia miesza się z francuskim stylem. Nie jestem już kolejnym przedstawicielem wielkiej szkoły polskiego plakatu, który był wykonywany głównie technikami malarskimi. Posługuję się, podobnie jak Roman Cieślewicz, fotomontażem, ale i umiejętnie odczytywanymi przez Francuzów technikami typograficznymi.