Już w styczniu specjaliści od hollywoodzkiego biznesu donosili, że amerykańskie wytwórnie przygotowały na ten rok rekordową liczbę sequeli. Dziś część z nich trafia na nasze ekrany. Możemy po raz wtóry udać się w rejs na nieznane wody u boku „Piratów z Karaibów” (tym razem w reżyserii Roba Marshalla), w „X-Men: pierwsza klasa” Matthew Vaughna poznamy początki serii o dziarskich mutantach, a dzięki „Kac Vegas w Bangkoku” Todda Phillipsa odbędziemy wieczór kawalerski z niefrasobliwymi Jankesami. Młodych kinomanów czekają przygody bohaterów „3D Kung-Fu Panda 2” Jennifer Yuh i „Dziennika cwaniaczka 2” Davida Bowersa.
Fabryką Snów rządzi żywioł powtórzenia, a szał kopiowania w równym stopniu dopada przemysł muzyczny, wydawniczy, filmowy i telewizyjny. Na listach książkowych bestsellerów rządzą wielotomowe „Pamiętniki Wampirów” L.J. Smith, w telewizji popularnością cieszą się kolejne wersje serialu „CSI”, w radiu nie brak coraz to nowszych coverów, a w kinie – odgrzewanych kotletów.
Ekonomia popu
Popkultura zawsze miała skłonność do kanibalizmu. Niezliczone zastępy adeptów pisarstwa zauroczonych twórczością H.P. Lovecrafta płodziły opowiadania osnute wokół motywów spopularyzowanych przez samotnika z Providence, a utwory wybitniejszych spośród nich złożyły się na rozległą mitologię Cthulhu. Pisząc o serii bondowskich opowieści Fleminga, Umberto Eco znajdował w nich nawiązania do poezji Novalisa, „Fausta” Goethego, a nawet do Joyce’a.
Popkultura od zawsze wciąga w swój krwiobieg różnorodne style, spija soki skrajnie odmiennych inspiracji. Jej twórcy zawsze też podlegają pokusie koniunkturalizmu i ta we współczesnym kinie ma się bardzo dobrze.